Pobiegłam do
lasu, chcąc sprawdzić naocznie,
Czy już się
zbliża wytęsknione przedwiośnie.
Kocham tę
porę… czekam na nią rokrocznie,
Kiedy
wreszcie przyjdzie, me serce aż rośnie.
Na leśnych
dróżkach widać wielkie roztopy,
Z drzew i
krzewów znikają śnieżne czapy.
Choć ślisko
wszędzie, podążałam uparcie...
Pobliskie
drzewa dawały mi oparcie.
Zawędrowałam wnet w
leśną głębinę.
Śniegu ani
śladu. Ależ miałam minę...
Zdziwioną
bardzo, ale też i radosną.
Tak właśnie las
wygląda krótko przed wiosną.
Drzewa
kompozycje piękne utworzyły,
Niektóre
wyglądały jakby ożyły.
Pełna
podziwu patrzyłam na te dzieła,
Aż mnie nostalgia ponownie ogarnęła.
Po drodze
zaglądnęłam do ptasiej budki...
Ptaszków nie
było, tylko dwa leśne ludki.
Oba radosnym
mrugnęły do mnie okiem,
Mrugnęłam
też i odeszłam kocim krokiem.
W
środku lasu wspięłam się na ambonę.
Akurat
mgła spuściła gęstą zasłonę,
Niewiele
zatem z góry zobaczyłam...
Zrezygnowana,
na ziemię się spuściłam.
Nagle
poczułam coraz większe pragnienie...
Termos już
pusty, po herbatce wspomnienie.
Pobiegłam do
groty, gdzie źródło wytryska,
Nakapałam
sobie wody prosto do pyska.
Zmęczona już
nieco poszłam przez polanę,
Myśląc,
że z lasu się szybciej wydostanę.
Idąc,
podziwiałam liczne kretowiska.
Nabierałam
wiary, że wiosna już bliska.
Schodząc z
polany, wkurzyłam się mocno,
Bo o mały
włos, a wlazłabym w g..o.
Albo jak kto
woli: — wkurzyłam się mocno,
Że szukałam
przedwiośnia, a znalazłam... g..o.
Gdy do domu wróciłam, uwierzyć nie mogłam,
Że
przedwiośnia uparcie po lesie szukałam,
Że takie
sobie za nim urządzałam biegi,
Aż tu nagle
— w ogrodzie — widzę przebiśniegi.
A przecież to właśnie te kwiatuszki śnieżnobiałe,
Takie
radosne, piękne, chociaż bardzo małe,
Są
niezaprzeczalną oznaką przedwiośnia...
I to
najszczersza prawda, żadna tam przenośnia.