Już
dawno wypowiedziano wojnę dopalaczom, ale one i tak nieustająco
zbierają śmiertelne żniwo. Trudno to zrozumieć. Jednak tak
niestety jest. Dopalacze pojawiły się na scenie narkotykowej w
Polsce już 10 lat temu, w 2008 roku. Początkowo znane były tylko
wąskiej grupie osób zażywających narkotyki i poszukujących
nowych doznań narkotycznych. Wtedy to, chemicy (ci bez sumienia)
stanęli na wysokości zadania. Zaczęli produkować nowe substancje
psychoaktywne na dużą skalę. Nazwę "dopalacze"
wymyśliła pierwsza sieć w Polsce, która zajęła się ich
rozprowadzaniem w ramach sklepów stacjonarnych i w Internecie.
Od
początku istnienia sklepów z dopalaczami były one reklamowane jako
"legalna alternatywa dla narkotyków". Czy wtedy to jeszcze
nie było wystarczającym sygnałem dla władz samorządowych, że
sklepy te trzeba jak najszybciej pozamykać? Czy trzeba było dać
się wciągać producentom i sprzedawcom dopalaczy w zabawę w kotka
i myszkę? Przecież wiadomym było, że oni co rusz wymyślają nowe
sposoby na robienie władz w bambuko.
Jak
można było pozwolić na legalne trucie młodzieży, nierzadko i
dzieci, mając świadomość perfidnej i cynicznej wręcz kombinacji
producentów i sprzedawców dopalaczy? Jak można było dopuścić do
tego, aby sklepy z dopalaczami jak grzyby po deszczu powstawały tuż
obok szkół?
Mimo
ciągłej walki z nimi, dopalaczowy biznes wciąż kwitnie. Wprawdzie
w ostatnich latach większość tego biznesu zeszła do tzw.
"podziemia", czyli do brudnych pomieszczeń w ruderach, a
nawet do zwykłych stodół, to jednak dopalacze są ciągle
dostępne.
W
większości krajów Europy dopalaczowy biznes już dawno został
rozpoznany i zakazany. W Polsce w pewnym sensie też, ale że „Polak
potrafi", szybko znaleziono sposób na obejście prawa i
dopalacze dalej są dostępne. Z tym, że na opakowaniach tych
„świństw" często widnieje teraz napis, iż jest to artykuł
kolekcjonerski i nie nadaje się do spożycia. Cóż za perfidia ze
strony rządnych szmalu producentów!
Nie
można powiedzieć, że władze w Polsce przez wszystkie te lata nie
robiły nic, aby tego procederu zakazać. Bo robiły. Ale jak widać,
ich zakazy były do tej pory mało skuteczne. A przecież ustawy
zakazujące produkcję i rozprowadzanie dopalaczy w Polsce i w
Niemczech wprowadzono w tym samym czasie. W Niemczech od tamtej pory
nie słyszy się, ażeby z tym problemem borykano się na aż tak
dużą skalę jak w Polsce. Za to w Polsce słyszy się, że
obywatele Niemiec często przyjeżdżają do Polski, ażeby
zaopatrzyć się w tę potworną truciznę. Czy taki handel jest dla
Polski chwalebny?
Miejmy
jednak nadzieję, że tym razem, tak szeroko zakrojona walka z
dopalaczami przyniesie w Polsce oczekiwany skutek. Że władze zrobią
wreszcie porządek z całą tą ferajną producentów dopalaczy,
zwanych ostatnio przez samą młodzież: „producentami rozwalaczy
mózgu".
Często
się zastanawiam dokąd zmierza ten świat, skoro coraz więcej
młodych ludzi nie potrafi żyć normalnie i poszukuje odmiennych
stanów świadomości poprzez sztuczne dopalacze mózgu. Nawet za
cenę utraty zdrowia... Ba, nawet za cenę śmierci. Jednego jestem
jednak pewna. To dorośli odpowiadają za taki stan rzeczy. To
dorośli winni są śmierci tych młodych ludzi. To wreszcie dorośli
powinni zrobić w końcu wszystko, zarówno w domu, jak i w szkole, i
poza szkołą, aby ten stan rzeczy zmienić.