wtorek, 27 listopada 2018

Myszka detektyw

Co tam się dzieje, czy któraś z was wie? —
Spytała Myszka Rybki dwie.
Coś się dzieje, lecz co, nie wiemy.
Same to dziwo wciąż obserwujemy...
I z niczym nam się nie kojarzy,
To coś, co tam na drzewie się jarzy.

Myszka tym czymś zaciekawiona,
Chce sprawę wyjaśnić, jak to ona.
Nie darmo detektywem zwą ją przyjaciele,
A to zobowiązuje… i znaczy wiele.
Myszka myśli: — Może to ogień? E, chyba nie,
Dawno by zgasł, wszak wiaterek dmie.

Podpłyńcie do brzegu, Rybki kochane,
I zostańcie w ukryciu do pomocy przygotowane.
A ja tymczasem skoczę do norki,
Przyniosę piasku ze dwa worki,
Bo gdyby to coś się ogniem okazało,
Gasić tylko wodą będzie za mało. —

Myszka szybciutko do norki wskoczyła,
Ubranko Sherlocka Holmesa założyła,
Dużą lupę do ręki złapała…
I z norki jak z procy wyleciała...
O workach piasku zapominając,
Gnała brzegiem rzeki niczym zając.

Myszka detektyw już pod drzewem stoi…
Zagląda do góry. Niczego się nie boi.
Nic się nie jarzy, nie widzę już blasku.
Dobrze że nie tachałam ze sobą piasku,
Bo to nie ogień… lecz co u licha?
Dowiem się na pewno… To żadna pycha.
To obowiązek detektywa…
A z obowiązkiem już tak bywa,
Że spełniać go zawsze trzeba —
Pomyślała Myszka, wznosząc oczy do nieba...
I z wrażenia aż podskoczyła, bo coś zobaczyła.
Lupę do oczu w mig przyłożyła
I oniemiała… Na drzewie siedziała Sroka
I bezczelnie spoglądała spod oka.

Aż tu nagle: — Złodzieje! Złodzieje! —
Krzyczą Rybki, a Sroka skrzekliwie się śmieje.
Rybki oburzone: — Łapać złodzieja!
Myszko kochana, w tobie nadzieja. —
Wreszcie wypełzły na rzeki brzeg,
Strzepały z siebie żabi skrzek,
I zaszlochały: — Ktoś ukradł nam złote puzderko,
A z nim i nasze piękne lusterko…
W czym się będziemy teraz przeglądały,
Łuski nasze modelowały, o wygląd dbały?

Nie rozpaczajcie, Rybeńki wy moje,
Ja was w rozpaczy zaraz ukoję…
Fantazji detektywistycznej popuszczam wodze
I metodą dedukcji — do wniosku dochodzę,
Że złodzieja daleko szukać nie muszę...
Siedzi na drzewie i nastawia uszu.
Tak, to Sroka ukradła wasze lusterko…
Oddawaj natychmiast, Sroko złodziejko!
Słoneczko twój czyn niecny zdradziło,
Gdyż po lusterku mocno świeciło…
Kradniesz bezczelnie wszystko, co się świeci,
Większej złodziejki nie masz na tym świecie!
Pojmij ty wreszcie, że kradzież nie popłaca,
Bo od złodzieja każdy się odwraca…
Masz jednak szanse naprawić swe wady.
Posłuchaj więc Sroko mej dobrej rady:
Przeproś Rybki i przyznaj się do kradzieży,
Gdyż tylko wtedy każdy ci uwierzy,
Żeś błąd swój zrozumiała i chcesz się poprawić.
Wyrządzoną zaś krzywdę musisz naprawić.
I zapamiętaj, ten kto krzywdzi innych,
Na samotność jest skazany z własnej winy.
Krzywdząc więc innych, krzywdzi najbardziej siebie…
Niechaj to złodziejko dotrze do ciebie.

No jak Sroko, do poprawy gotowa?
Czy trzeba ci tłumaczyć wszystko od nowa?


* Rysunki 7-mio letniej Wnuczki.