— Co tam się
dzieje, czy któraś z was wie? —
Spytała Myszka
Rybki dwie.
— Coś się
dzieje, lecz co, nie wiemy.
Same to dziwo
wciąż obserwujemy...
I z niczym nam
się nie kojarzy,
To coś, co tam
na drzewie się jarzy.
Myszka tym
czymś zaciekawiona,
Chce sprawę
wyjaśnić, jak to ona.
Nie darmo
detektywem zwą ją przyjaciele,
A to
zobowiązuje… i znaczy wiele.
Myszka myśli:
— Może to ogień? E, chyba nie,
Dawno by zgasł,
wszak wiaterek dmie.
— Podpłyńcie
do brzegu, Rybki kochane,
I zostańcie w
ukryciu do pomocy przygotowane.
A ja tymczasem
skoczę do norki,
Przyniosę
piasku ze dwa worki,
Bo gdyby to coś
się ogniem okazało,
Gasić tylko
wodą będzie za mało. —
Myszka
szybciutko do norki wskoczyła,
Ubranko
Sherlocka Holmesa założyła,
Dużą lupę do
ręki złapała…
I z norki jak z
procy wyleciała...
O workach
piasku zapominając,
Gnała brzegiem
rzeki niczym zając.
Myszka detektyw
już pod drzewem stoi…
Zagląda do
góry. Niczego się nie boi.
— Nic się
nie jarzy, nie widzę już blasku.
Dobrze że nie
tachałam ze sobą piasku,
Bo to nie
ogień… lecz co u licha?
Dowiem się na
pewno… To żadna pycha.
To obowiązek
detektywa…
A z obowiązkiem
już tak bywa,
Że spełniać
go zawsze trzeba —
Pomyślała
Myszka, wznosząc oczy do nieba...
I z wrażenia
aż podskoczyła, bo coś zobaczyła.
Lupę do oczu w
mig przyłożyła
I oniemiała…
Na drzewie siedziała Sroka
I bezczelnie
spoglądała spod oka.
Aż tu nagle: —
Złodzieje! Złodzieje! —
Krzyczą Rybki,
a Sroka skrzekliwie się śmieje.
Rybki oburzone:
— Łapać złodzieja!
Myszko kochana,
w tobie nadzieja. —
Wreszcie
wypełzły na rzeki brzeg,
Strzepały z
siebie żabi skrzek,
I zaszlochały:
— Ktoś ukradł nam złote puzderko,
A z nim i nasze
piękne lusterko…
W czym się
będziemy teraz przeglądały,
Łuski nasze
modelowały, o wygląd dbały?
— Nie
rozpaczajcie, Rybeńki wy moje,
Ja was w
rozpaczy zaraz ukoję…
Fantazji
detektywistycznej popuszczam wodze
I metodą
dedukcji — do wniosku dochodzę,
Że złodzieja
daleko szukać nie muszę...
Siedzi na
drzewie i nastawia uszu.
Tak, to Sroka
ukradła wasze lusterko…
Oddawaj
natychmiast, Sroko złodziejko!
Słoneczko twój
czyn niecny zdradziło,
Gdyż po
lusterku mocno świeciło…
Kradniesz
bezczelnie wszystko, co się świeci,
Większej
złodziejki nie masz na tym świecie!
Pojmij ty
wreszcie, że kradzież nie popłaca,
Bo od złodzieja
każdy się odwraca…
Masz jednak
szanse naprawić swe wady.
Posłuchaj więc
Sroko mej dobrej rady:
Przeproś Rybki
i przyznaj się do kradzieży,
Gdyż tylko
wtedy każdy ci uwierzy,
Żeś błąd
swój zrozumiała i chcesz się poprawić.
Wyrządzoną
zaś krzywdę musisz naprawić.
I zapamiętaj,
ten kto krzywdzi innych,
Na samotność
jest skazany z własnej winy.
Krzywdząc więc
innych, krzywdzi najbardziej siebie…
Niechaj to
złodziejko dotrze do ciebie.
No jak Sroko,
do poprawy gotowa?
Czy trzeba ci
tłumaczyć wszystko od nowa?
* Rysunki 7-mio letniej Wnuczki.