niedziela, 11 listopada 2018

Dziadek Walenty i jego sentymenty

 

Pewnego razu dziadek Walenty

Zapragnął wnukom kupić prezenty…

Wyszedł więc z domu o wczesnej porze,

Zanim poranne rozbłysły zorze.

 
 
 

Długa wręcz droga czekała dziadka.

Pieszo ją pokonywał jeno z rzadka.

Zwykle bicyklem jeździł na bazar,

Czasami bryczką wiózł go Baltazar.


Tym razem jednak z wielką ochotą

Na bazar poszedł właśnie piechotą...

Z kapeluszem w ręku, w dobrym humorze,

Szedł pokonując kolejne rozdroże.


A kiedy na bazar już prawie dochodził,

Nagle nowy pomysł w głowie się mu zrodził:

Ażeby swojego sługę Baltazara

Wysłać nad morze po kubańskie cygara.


Wnuki na prezenty poczekać wszak mogą —

Szepnął do siebie i... w powrotną ruszył drogę.

Szedł raźnym krokiem, pogwizdując wesoło,

Podziwiał przyrodę, zerkając wokoło.


Kiedy niedaleko był już swego domu,

Spostrzegł, że ktoś tam się skrada po kryjomu.

Chybcikiem wydobył kozik zza pazuchy

I krzyknął: — Hola! Stój! Słyszysz?! Czyś jest głuchy?!


Ten ktoś jednak dziadka nie chciał słuchać wcale

I zaczął uciekać, lecz biegł ociężale.

Wystraszył się wtedy dziadunio Walenty...

Zaczął głośno krzyczeć... Darł się jak najęty:


A to ci dopiero! Stać! Stać… dobrodzieju!

Dobrodziej coś ukradł?!… Ażesz ty złodzieju! —

I puścił się biegiem z kozikiem w dłoni,

Mając nadzieję, że rabusia dogoni.

 



Co tchu gnał i krzyczał staruszek Walenty,

A złodziej uciekał, milcząc jak zaklęty.

Lecz nagle się stała naprawdę rzecz dziwna,

Coś spadło na ziemię... Jakaś część żeliwna?


Z miejsca się zatrzymał zmęczony Walenty.

Sięgnął do kieszeni po cukierek z mięty,

Gdyż tchu mu zabrakło, ale był ciekawy,

Co rzucił na ziemię ten oprych cherlawy.


Kiedy podszedł bliżej, odgadł co to było.

Aż usiadł na ziemi… Tak go poruszyło.

Gdyż była to przecież od bicykla rama.

Niedawno ją kupił... Czyż to nie dramat?!


Straszliwie zziajany wezwał Baltazara.

Kazał mu wyrzucić do śmieci cygara.

Zamierzał już nigdy nie palić żadnego,

Nawet najmniejszego, nawet… kubańskiego!


Zachwycony sobą, wdzięczny Opatrzności

Za tegoż złodzieja... Wszak nie czuł już złości.

Kozikiem na powrót ramę wnet przykręcił

I od razu dostał na przejażdżkę chęci.

 



 

Och, jakże szczęśliwy był dziadek Walenty,

Aż znów zapragnął kupić wnuczkom prezenty…

W mig usiadł na bicykl i ruszył na bazar.

Za nim z dużym koszem podążał Baltazar.




* Wykorzystałam ilustracje mojej Córki, które wykonała w klasie maturalnej do swojej bajki napisanej prozą w jęz. niemieckim.