środa, 21 listopada 2018

Niechęć do małżeństwa i posiadania dzieci

W ostatnich latach w krajach europejskich zauważa się wyraźny spadek liczby zawieranych małżeństw. Ta tendencja dotarła także do Polski — w latach transformacji ustrojowej — i nabiera na sile. Młodym nie spieszno już do stawania na ślubnym kobiercu, do zakładania rodziny. Czy to dobrze? Pewnie z niektórych względów tak, ale tylko dla samych młodych... póki młodzi jeszcze. Zaś dla społeczeństwa, państwa, tendencja ta na dłuższą metę jest szkodliwa. Bardzo szkodliwa.

Taki przysłowiowy "luz-blues" w związkach partnerskich, jaki się coraz bardziej ostatnio uwidacznia, nie nastraja optymistycznie. Bo też przyszłość młodych nie rysuje się optymistycznie. Właśnie ze względu na ich wolne związki. Młodzi dziś jeszcze o tym nie wiedzą. Wiedzą o tym ich rodzice, i truchleją, kiedy myślą o ich przyszłości. Rodzice wiedzą, jak ważne w podeszłym wieku jest poczucie bezpieczeństwa, pomoc najbliższych, rodzina. A co czeka ich dorosłe dzieci, kiedy one, zamiast budować zawczasu swoją przyszłość — na starsze lata, pędzą za karierą, za dobrobytem, za łatwym życiem — na dziś? Młodzi rzadko zwracają uwagę na to, że lata szybko lecą. Takie to już młodości prawo. A w życiu niestety tak już jest, że i oni, ani się obejrzą, a starość i ich dopadnie. I co wtedy? Jak będą żyć bez rodziny? A przecież to właśnie rodzina jest i powinna być — największą wartością w życiu człowieka.

To rzecz oczywista, że świat poszedł do przodu, że się zmienił. Że w ostatnich dziesięcioleciach nastąpił ogromny postęp cywilizacyjny. A co za tym idzie, zmieniły się też potrzeby człowieka, priorytety. Myślę jednak, że jakkolwiek świat by się jeszcze nie zmienił, to wartość rodziny nie zmieni się nigdy. Zawsze pozostanie wartością nadrzędną. Człowiek bez rodziny nie może być w pełni szczęśliwy. Człowiek bez rodziny, prędzej czy później, skazany jest na cierpienie... Najpóźniej na starość.

Skąd się wzięły te moje dzisiejsze refleksje? Ano stąd, że przyszło mi dzisiaj wysłuchiwać lamentowania pewnej znajomej Niemki, którą przypadkowo spotkałam w mieście. Kobieta żaliła się, jak to ciężko jest jej żyć na starość w samotności, w chorobie, bez rodziny, bez dzieci. Szlochała mi w mankiet, że gdyby mogła cofnąć czas, na pewno miałaby, jak nie męża, to przynajmniej dzieci. Smutna jest jej starość rzeczywiście. Wiem, bo często ją spotykam i wysłuchuję jej skarg. A takich jak ona, jest tutaj niestety bardzo dużo. I kobiet, i mężczyzn.

Kiedy przed laty przyjechałam do Niemiec, nie mogłam się wręcz nadziwić, że tu tyle starszych osób żyje w pojedynkę. Także i młodych. Młodzi ludzie, jak już żyją w parach, to zwłaszcza w wolnych związkach, na tzw. „kocią łapę”. Na 10 par, tylko 3 pary są małżeństwem, a tylko 1 z nich ma dzieci, i to najczęściej tylko jedno. Statystyka jest zatrważająca. A teraz podobnie dzieje się w Polsce.

Jak będzie wyglądać przyszłość naszych narodów, jak tak dalej pójdzie? Może w końcu dojść do tego, że nasze europejskie nacje w niedalekiej przyszłości zostaną wyparte przez nacje arabskie. To całkiem realna perspektywa. Wszak to przede wszystkim narody arabskie żyją w formalnych związkach... i płodzą dzieci na potęgę.

***

Napisałam kiedyś niby-bajkę, której motywem jest właśnie niechęć do małżeństwa. Zatytułowałam ją: „O Gretel, co zamążpójścia się bała”. Jeśliby ktoś miał ochotę niby-bajkę tę przeczytać, proszę kliknąć w jej zalinkowany tytuł.