Wprawdzie do kalendarzowej zimy jeszcze parę dni zostało, ale zima bez żadnego trybu zaatakowała już dużo wcześniej. Jednak na tych swoich ostrych przedbiegach po tygodniu skapitulowała. Pewnie się zmęczyła i na jakiś czas ma dość.
Nie wiem, czy to dobrze, pewnie nie, bo święta znów będą szaro-bure. Przynajmniej u nas. Wiem, bo sprawdziłam prognozę.
Dzisiaj, będąc na kijkach, ruszyłam znaną mi trasą po szczycie góry, i jakie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że drwale ją zablokowali. Słyszałam ich cały czas, jak hałasują swoimi przeraźliwie głośnymi piłami, ale gdzieś dużo dalej. A to według mnie oznaczało, że "moja" trasa jest dostępna. Jednak nie, nie była.
Dlaczego? Ano dlatego, że droga była zniszczona przez ich ciężkie maszyny i ogromne auta. Tutaj zawsze po każdym wyrębie drogi natychmiast naprawiają, nawożąc nową warstwą żwiru i wyrównując ją walcami. Tym razem jednak trzeba poczekać, gdyż pogoda na takie prace jest nieodpowiednia. Co chwilę pada deszcz i droga stała się bardzo błotnista.
Tak że musiałam niestety zawrócić z trasy, choć zawracać strasznie nie lubię. Jednak kiedy ze współczuciem pomyślałam o zwierzętach, które muszą znosić ten potworny hałas pił, natychmiast marudzić w myślach przestałam.
Cóż robić? Biedne zwierzaki muszą się przyzwyczaić do tego, że czas odgłosów rąbiących siekier już dawno minął i ich bracia więksi korzystają teraz z postępu technicznego.
Najgorsze czeka ich jednak w noc sylwestrową. Na szczęście tutejsi włodarze z roku na rok coraz bardziej ograniczają te wystrzałowe wariacje wszelkiego typu na przywitanie nowego roku... I chwała im za to!
Drwale zawzięcie piłują, aż drwa lecą, ale pamiętają o nadchodzących świętach i swoim zwyczajem, jak co roku, leśnym zwierzętom kilka choinek już wystroili. Na zdjęciu widać jedną z nich.