niedziela, 3 kwietnia 2022

Brawo, prezesie Kaczyński... Strategia jak się patrzy

Koalicja się sypie. Koalicjanci skaczą sobie do oczu. Suweren pandemią wykończony, wojną w Ukrainie przerażony, na rząd coraz bardziej wkurzony, baranieje od codziennych jego przepychanek i sprzecznych informacji... A wódz, strateg nad strategami, chcąc gdzie indziej myśli jego skierować, znów przywołał Smoleńsk i taniec nad grobami. Nakazał swojemu telewizyjnemu giermkowi międlić temat jak najczęściej (mając gdzieś uczucia rodzin Ofiar), bo liczy na to, że Polacy, jako że są skłonni do owczego pędu, temat podchwycą... i pójdą za nim.

Wcześniej wódz liczył na skutki wojny w Ukrainie, spodziewając się tzw. efektu flagowego, czyli skupienia się narodu wokół rządu, a tym samym skoku procentów sondażowych... Ale się przeliczył, za mało zyskał.

Nowa nadzieja przyszła po wyprawie do Kijowa. Choć wyprawa sama w sobie była chwalebna, to jednak w opinii publicznej, jak się słyszy i czyta, jego akurat tam obecność nikomu nie była potrzebna. Bo po co ich tam dwóch? Jeden premier nie wystarczał? Najwyraźniej nie. Co widać było jak na dłoni, że chodziło mu o lans. Chciał za przykładem swojego brata zapisać się w historii jako ten odważny, wybitny mąż stanu i wygłosić w bunkrze Zełenskiego pamiętne — jak sobie wymarzył — słowa.

Liczył na wielki poklask, i w kraju, i za granicą... A tu kicha! Nic takiego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie. Słowa jego nie miały żadnego poparcia ani w NATO, ani w ONZ, ani u samego Zełenskiego. Bo też mieć nie mogły.

A dodatkowo, pewnie wszędzie mu też pamiętano to, że już w listopadzie ub.r. wiedział, że Putin planuje inwazję na Ukrainę, mimo to dalej się płaszczył przed jego orędownikami: Le Pen, Salvini, Orbanem. I że w tym czasie rozpoczął kolejną podjazdową wojenkę z USA na polu Lex TVN.

Skoro nadzieje związane z wyprawą kijowską spaliły na panewce; skoro mimo wielu zabiegów wymarzona rozmowa w cztery oczy z prezydentem USA Joe Bidenem nie doszła do skutku, bo prezydent jej sobie nie życzył; skoro więc nie będzie się mógł nią za przyczyną Kurskiego całymi dniami w TVPiS chełpić... wódz poczuł się zignorowany (i słusznie)... i się obraził. Naburmuszony siedział w domu w czasie jego wystąpienia na Placu Zamkowym, tłumacząc się (infantylnie jak cholera), że czekał na wynik testu na COVID-19 (sic!). No bo przecież on, wielki wódz, nie mógł usiąść gdzieś tam wśród całej tej reszty.

Obrażony, nie omieszkał jednak wbić szpilkę Bidenowi: — „Przemówienie "zamkowe" nie przyniosło odpowiedzi na te pytania, które dla nas są najważniejsze: kwestia stałości baz, sprawa zwiększania komponentu amerykańskiego NATO-wskich sił zbrojnych w Polsce...” — skrupulatnie wyliczając, skwitował całą wizytę Prezydenta USA w Polsce.

Długo nie trzeba było czekać i wódz wystartował z nowym pomysłem. Podsunął mu go niespodziewanie już wcześniej nie tyle Zełenski, co były wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin swoim wpisem na Twitterze: "Przyjedź do Smoleńska, porozmawiamy", komentując w ten sposób jego wizytę w Kijowie.

Skoro do wymarzonego przez wodza tete-a-tete dwóch mężów stanu nie doszło (przynajmniej on się za takiego ma), to trzeba mu było wrócić do tej okazji z Rogozinem i ją jak najszybciej (póki gorąca) wykorzystać.

Teraz wodza wszędzie pełno, i w TV, i w radiu, i w gazetach, gdzie głosi, że już wie dużo więcej i że nie ma już żadnej wątpliwości, że w Smoleńsku był zamach... No bo skoro Putin jest obecnie przez Świat okrzyknięty zbrodniarzem wojennym (bo nim jest), to przecież już mu nie zaszkodzi, jeśli mu się na jego konto zbrodni jeszcze i katastrofę smoleńską doliczy... A nuż PiS zyska na tym procenciki w sondażach?

I takim to sposobem Macierewicz, szef podkomisji smoleńskiej, doznał zaszczytu i został wskrzeszony po niemalże rocznym niebycie, na który zapracował sobie filmem wyemitowanym przez TVP, mówiącym o „przyczynach katastrofy”, którym nic nowego nie wniósł. W jego teorie zamachowe przestali już wierzyć nawet najbardziej zatwardziali jego zwolennicy. Nie mówiąc już o wodzu, bo on wie najlepiej, i to od samego początku, że to żaden zamach nie był.

Niektórzy członkowie rodzin Ofiar (też z PiS) domagali się wówczas w prokuraturze audytu prac jego podkomisji. W filmie nie występował też żaden z zagranicznych ekspertów, ponieważ nie zgadzali się z jego teoriami i raportu nie podpisali.

W efekcie końcowym wielkiemu szefowi podkomisji smoleńskiej filmem tym nie udało się niczego udowodnić. Jedyne, co mu się udało, to rozdrapać ponownie rany bliskich Ofiar katastrofy. Ten pozbawiony empatii człowiek umieścił w filmie nagranie z ostatnich sekund z pokładu tupolewa, na którym słychać potworne krzyki cierpienia konających. To jest potworność nad potwornościami!


Teraz znów się zacznie. Wódz znów będzie grał trumnami, nie bacząc na cierpienie rodzin Ofiar. Zbliża się 12 rocznica katastrofy smoleńskiej. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co się będzie działo w tym dniu... i po nim.

Czy spotkamy się z wyrazami prawdziwego patriotyzmu? Czy spotkamy się z przejawami prawdziwej wiary? Śmiem wątpić! Gdyż nieustannie widać, jak Polacy odnoszą się do siebie.

A widać to zwłaszcza w reżimowej TVP, kiedy to politycy PiS i ich usłużni komentatorzy ze swoich domowych pieleszy wypowiadają się w różnych programach. W ich tle niemal zawsze pysznią się wiszące na ścianach, albo stojące na regałach obrazy świętych i krzyże, a z ich ust jakże często sączy się jad. Obrażają oraz kłamią na potęgę. I tak manipulują faktami, że aż zęby bolą od słuchania tych bredni.