Baju, baju, baju baj
baje bajki Miłka...
Siądźcie dzieci wokół niej,
będzie ich dziś kilka.
Będzie bajka o ogórku,
kocie i szpaku.
Będzie także o Tupliczkach
i dobroczynnych zabawach.
Cicho
dzieci, cicho sza!
Miłka zaczyna bajać...
Pierwsza baja o ogórku,
potem kolejne baje:
Przygoda małego ogórka
Na targu warzywnym wielka była heca...
Mały ogóreczek z hukiem wpadł do pieca.
Niemiła przekupka tak nim wywijała,
Zła na moją mamę, że ta go nie chciała.
Moja mama miała wszak inne życzenie:
Pragnęła dużego, i to w dobrej cenie.
Przekupka ta jednak słuchać jej nie chciała
I małym ogórkiem ciągle wywijała.
Uśmiałem się bardzo, bo było to dziwne...
Wszak życzenie mamy nie było naiwne.
Mimo to je spełnić nie sposób wręcz było,
Skoro tę przekupkę aż tak rozeźliło.
I biedny ogórek, chociaż był niewinny,
Wylądował w piecu, ponieważ był inny.
Leciwy pan piekarz akurat pizzę piekł…
Nagle świst usłyszał i okropnie się zląkł.
W mig jednak zapomniał, że coś się zdarzyło,
Zajęty był pracą... i to się liczyło.
Ogórek zdziwiony: — A cóż tak gorąco?! —
Pizza łyp spod oka, spojrzała nań drwiąco.
Spocony ogórek aż krzyknął zdziwiony:
A cóż ty tu placku taki wyłożony?!
Pizza się wkurzyła i tak podskoczyła,
Że sobą ogórka niechcący przykryła.
Pan piekarz pomyślał: — Już pizza gotowa.
Muszę już ją wyjąć, aby była zdrowa.
Dobył ją łopatą, na ladzie ułożył...
— A któż to ogórka pod pizzę położył?!!!
Zrobiło się gwarno wokoło piekarza...
— A co, drogi panie, z ogórkiem się nie zdarza?!
— Z kiszonym i owszem, ale z surowym nie! —
Zeźlił się pan piekarz i w kułak mocno dmie.
— Ach, panie piekarzu! — woła moja mama.
— Takiej też pizzy nie jadłam jeszcze sama.
Ciekawa więc jestem jak ona smakuje...
Proszę zapakować! Właśnie ją kupuję!
Kot i szpak
Na podwórku wielka draka…
Kot chciał ukraść jabłko szpaka.
A ten szpak larum zrobił
I skrzydłami kota obił.
Kot sierść zjeżył, prychnął gniewnie,
Lecz się poczuł już niepewnie…
Nagle nogi wziął za pas
I ze strachu pognał w las.
Szpak się patrzy… kota nie ma,
Gwizdnął głośno: — Ależ trema!
Dumny z siebie, zaczął jeść,
Bo głód przecież trudno znieść.
Dobroczynna zabawa Tupliczków
— Tulcia, a ty czemu budzisz się z taką wesołą miną? — spytał Tulcio siostrę, nachylając się nad jej łóżeczkiem. — Dlatego, że dzisiaj jest sobota?
— Dlatego… i jeszcze dlatego, że miałam piękny sen — odpowiedziała Tulcia.
— Aaaa…! To melduj zaraz… jaki sen? — zainteresował się Tulcio.
— Poczekaj no! Muszę sama najpierw pozbierać myśli i dokładnie sobie przypomnieć — odpowiedziała Tulcia i błędnym wzrokiem popatrzyła na brata, ale ciągle się uśmiechając. — Opowiem ci po śniadaniu.
Kiedy już po śniadaniu siedzieli na ławeczce przed domem, Tulcia zaczęła opowiadać:
— Śniła mi się piękna zabawa…
— No, domyślam się… Skoro sen był piękny, to i zabawa musi być piękna… Ale jak piękna? Z wyglądu? Czy może… ze smaku? — przerwał jej zniecierpliwiony Tulcio.
— Piękna… w ogóle… i koniec! A ty mi nie przerywaj, bo nigdy ci nie opowiem! — Tulcia naskoczyła na brata, ale widząc jego proszące spojrzenie postanowiła kontynuować opowiadanie snu. — Do zabawy potrzeba dużo tupliczków. Wszystkie ustawiają się w kole z wyciągniętą do tyłu lewą ręką. Ja podchodzę do każdego i wkładam mu do ręki jeden guziczek. Nikt nie może podglądać jakiego koloru jest ten guzik. A będą one różnego koloru. Tylko jeden będzie czerwony, który wygrywa, i czarny, który przegrywa. Potem tupliczki głośno wypowiadają formułkę gry i guziczki krążą w obrębie koła, ale tylko po jego zewnętrznej stronie, tzn., że tupliczki podają je sobie za plecami. Każdy tupliczek otrzymany wcześniej ode mnie guzik podaje tupliczkowi stojącemu po jego lewej stronie. Natomiast do prawej ręki dostaje guzik od innego tupliczka stojącego po jego prawej stronie. Przekłada go (za plecami oczywiście) do lewej ręki i znów podaje… itd. Przy czym, tupliczki ciągle recytują wyuczoną formułkę i jednocześnie przytupują nogami w miejscu, albo przestępują z nogi na nogę w kierunku ruchu wskazówek zegara, lub na odwrót. Mogą też wykonywać dowolne ruchy. Ważne, by przy tej zabawie trochę się pogimnastykować. Następnie, kiedy tupliczki zgodnie z treścią formułki krzykną: stop, wszystkie się zatrzymują i wyciągają prawą rękę przed siebie i pokazują w jakim kolorze mają guziczek. Ten, kto ma czerwony, wygrywa, i ma prawo wypowiedzieć jedno życzenie. Ten, kto ma czarny, przegrywa, i musi to życzenie spełnić. A potem spisuje się na kartce papieru imię tego co wygrał i treść jego życzenia oraz imię tego co przegrał i życzenie to musi spełnić. Tupliczek, który wygrał, rozpoczyna kolejną zabawę. Zbiera od wszystkich tupliczków guziczki, wrzuca do kubeczka i dokładnie je miesza. Potem rozdaje je tupliczkom ustawionym znów ładnie w kole, wkładając każdemu po jednym, tak samo jak ja, do lewej ręki. Samo wtedy nie bierze udziału w grze. Pilnuje tylko, aby gra przebiegała prawidłowo. I na koniec gry dopisuje do kartki, tak samo, imię wygrywającego, jego życzenie oraz imię przegrywającego. A potem włącza się już do następnego obiegu guziczków, czyli do następnej gry… No i co, fajna zabawa, Tulcio? — Tulcia zakończyła pytaniem swoje opowiadanie.
— Hmm…! Czy ja wiem…? A jakie życzenia tupliczki mogą wypowiadać? — pytaniem na pytanie odpowiedział Tulcio.
— No, realne… do spełnienia. A nie jakieś tam… wydumane — odpowiedziała Tulcia po chwili namysłu.
— No dobra! Niech będzie. Bawimy się. Zwołujemy tupliczki… Ty, zaraz… A guziczki skąd? — zastanowił się nagle Tulcio, hamując przypływ entuzjazmu.
— Spokojna twoja głowa! Już przed śniadaniem poprosiłam o nie mamusię i ona dała mi pełny kubeczek różnokolorowych guziczków.
— Halo, halooo…! Tu-pli-czki…! Chodźcie tu do nas! Mamy dobry pomysł — Tulcio wydzierał się na całe gardło. — Halo! Zbiórka tupliczków!
Zewsząd zaczęły nadciągać tupliczki. Ustawiały się naprzeciw rodzeństwa Tulbunków i z bardzo zaciekawionymi minami spoglądały na nich.
— No, gadajcie, coście wymyślili, bo nudzimy się jak stare mopsy — zagaił najstarszy z tupliczków.
— Poczekajcie… poczekajcie! Tylko was zliczę — zawołała Tulcia i zaczęła szybko liczyć przybyłe dzieci. — No, wspaniale! Czternaścioro dzieci. Z nami szesnaścioro… Guziczków powinno wystarczyć.
Tulcia jeszcze raz zerknęła do maminego guziczkowego kubeczka. A kiedy jego zawartość uspokoiła ją, zaczęła opowiadać tupliczkom o nowej zabawie i jej regułach. Nie przyznała się tylko, że ta zabawa jej się przyśniła. Tego dzieci nie musiały od razu wiedzieć. Gdy skończyła opowiadać, popatrzyła z ciekawością na ich miny. A miny tupliczków były różne. Jedne wyrażały zadowolenie z nowej zabawy, inne tylko zaciekawione, a jeszcze inne, a tych było najwięcej, niewielkie tylko zainteresowanie.
— Na tulpika! Nie róbcie takich min! — zawołał ten sam najstarszy tupliczek. — A co nam szkodzi spróbować? Może akurat będzie tulpikowo?!
— Właśnie! — podchwyciła Tulcia i zaczęła pośpiesznie ustawiać tupliczki w kole i jednocześnie uczyć je słów zabawy.
W końcu wszystko było już przygotowane do zabawy. Tulcia rozdała wszystkim tupliczkom guziczki (oczywiście od tyłu) i zabawa miała już ruszyć, gdy nagle Tulcio opuścił koło i doskoczył do siostry.
— A ty co? Wymyśliła… i nie gra? Nie wywęszyłaś tu dla siebie jakiegoś interesu? — zapytał niepewnym głosem i popatrzył na Tulcię spod oka.
— Gra, gra! Tylko zanim zabawa nabierze rozmachu i tupliczki pokapują o co chodzi, muszę dopilnować jej przebiegu. Nie? — Tulcia skwitowała z lekka nastroszona. — Kto zna najlepiej zasady gry jak nie ja?
— Aaa… a to niezaprzeczalne, że ty. Masz rację — odrzekł Tulcio ze skwaszoną miną i poczłapał do koła.
— Słuchajcie tupliczki ! W tej grze ja nie biorę udziału. Będę czuwać nad jej przebiegiem — głośno zakomunikowała Tulcia. — I jeszcze jedno! W tej grze czerwony guziczek nie będzie krążył, gdyż ja go mam. Myślę, że się ze mną zgodzicie, że ja, jako pierwsza, powinnam go mieć. Nie wywęszyłam tu dla siebie żadnego interesu (tu: wymownie popatrzyła na brata), tylko uważam, że powinnam do końca pokazać wam zasady tej gry, w kwestii wypowiadania życzeń również. No co, zgadzacie się?
— Eee tam…! A niech ci Tulcia będzie! — wrzasnęły tupliczki prawie jednocześnie. — Grajmy już! Grajmy!
No i zabawa ruszyła:
Jesteśmy tupliczki
I gramy w guziczki.
Guziczków mamy wiele,
Więc grajmy przyjaciele!
W lewej ręce guzik masz,
Do prawej ręki mi dasz.
Z prawej do lewej przekładamy
I następnemu tupliczkowi damy.
Gra szesnaścioro tupliczków,
Więc tyle guziczków
Krąży z nami w koło,
A my liczymy wesoło:
Jeden, dwa, trzy, cztery… itd. (w zależności od ilości dzieci można liczyć od 1— … — dowolną
ilość razy).
Guziczki różne podajemy,
W jakim kolorze — nie wiemy.
Lecz teraz wołamy: STOP! (obieg guziczków zatrzymuje się).
Prawa ręka — przed siebie — HOP! (dzieci wyciągają prawe rączki do przodu, nie pokazując jednak jeszcze swoich guziczków).
Czerwony wygrywa,
Czarny przegrywa.
Czerwony — ma życzenie,
Czarny — jego spełnienie.
Prawe dłonie otwieramy…
Jakiego koloru guziczki mamy? (dzieci pokazują w jakim kolorze mają guziczki).
Tupliczki były bardzo rozbawione, ale posłusznie otworzyły swoje dłonie i zaczęły ciekawie spoglądać po sobie. Kto też ma czarny guziczek? Kto będzie musiał spełnić Tulci życzenie?
Kiedy ten pierwszy obieg guziczków się zakończył, Tulcia stwierdziła, że zabawa przebiegała prawidłowo. Nie kryła zadowolenia.
— I jak, tupliczki, było wspaniale, prawda? — spytała, a widząc same radosne miny, zaraz dodała drugie pytanie. — Proszę teraz powiedzieć, kto z was ma czarny guziczek?
— No kto…? Ja… Przegrany-Tulcio-Pechowiec! — z niezbyt zadowoloną miną zakomunikował Tulcio. — Nic tu Tulciu nie pokombinowałaś?
— No wiesz! Jak możesz?! — Tulcia się oburzyła. Przecież to niemożliwe. To czysty przypadek.
— Już dobra! Wypowiadaj to swoje życzenie — odparł Tulcio już udobruchany.
— Moim życzeniem jest... abyś dzisiaj przez godzinę robił to samo co ja — jednym tchem wypowiedziała Tulcia swoje życzenie i popatrzyła niepewnie na brata.
— Ale wymyśliła... Ale co mam robić?! — Tulcio zapytał z lekka zaniepokojony.
— Och, Tulcio! Po prostu… to samo co ja. Nic więcej — Tulcia odparowała bratu.
— W porządku już. Godzinę wytrzymam — zgodził się w końcu Tulcio i dodał: — Zapisuj już na tej kartce co trzeba.
Po chwili wszystko już było zapisane i tupliczki znów ustawiły się w kole do następnego obiegu guziczków. Tym razem już Tulcia puściła w obieg czerwony guziczek, na co tupliczki zareagowały bardzo radośnie i z jeszcze większą ochotą przystąpiły do dalszej zabawy. Po każdym zakończonym obiegu guziczków tupliczki z czerwonymi guziczkami w rękach wypowiadały swoje życzenia. A życzenia były przeróżne. Jedne życzyły sobie dostać jakieś łakocie, inne, żeby nazbierać mu koszyczek poziomek, jeszcze inne, żeby ich ponosić na baranach, albo żeby w ich imieniu pokazać język zarozumiałemu koledze, albo zagrać mu na nosie… itp. życzenia.
Tupliczkom tak bardzo przypadła do gustu ta nowa zabawa, a zwłaszcza wypowiadanie życzeń, że nie chciały zabawy przerywać. Ale kiedy guziczki już w szesnastej grze obiegły koło, Tulcia zdecydowała zakończyć zabawę w tym dniu.
— Słuchajcie! Na dzisiaj wystarczy, bo widzę, że kartka życzeń jest już cała zapisana — ogłosiła i dodała: — A i wy jesteście już mocno zasapani tą gimnastyką. Przechodzimy teraz do realizacji życzeń.
— Huraaa! Zaczynamy! — wrzasnęły uradowane tupliczki.
— Tak, zaczynamy spełnianie życzeń. Ale po kolei… ma się rozumieć — szybko dodała Tulcia. — Zaczynamy od pierwszego życzenia spisanego na kartce, a potem następne… i następne… itd. I wszystkie tupliczki będą uczestniczyć w spełnianiu każdego życzenia.
Tupliczki przystąpiły więc do spełniania pierwszego życzenia, a że było to życzenie Tulci, to Tulcia zażyczyła sobie, aby jej brat poszedł za nią tam, gdzie ona idzie. Wszystkie tupliczki miały im oczywiście towarzyszyć. Zaszli całą gromadą pod las, gdzie stała mała chatynka starej babki Tuplimczychy. Babka mieszkała w niej sama. Od zawsze. Wśród wielu tupliczków budziła lęk, bo niektórzy mówili, że ona zajmuje się czarami. Kiedy więc Tulcia powiedziała, że to tu jej brat będzie spełniał jej życzenie, wystraszyły się nie na żarty.
Tulcia też na moment ogarnął wielki niepokój, ale nie chciał się skompromitować przed siostrą, a tym bardziej przed tupliczkami. Pomaszerował więc posłusznie za Tulcią do wnętrza chatynki.
Wszystkie tupliczki zatrzymały się zaś na podwórku. Były bardzo wylęknione, ale też zaciekawione — co będzie dalej.
Stały już tak dobrą chwilę i pomału zaczynały się niecierpliwić, kiedy uszu ich dobiegł głośny śmiech rodzeństwa Tulbunków. Wtedy ciekawość wzięła górę nad strachem. Podeszły bliżej okna chatynki i… oniemiały z wrażenia. Zobaczyły jak Tulcio z dużą miotłą zamiata podłogę, a Tulcia ją myje. Natomiast babka Tuplimczycha siedzi w fotelu i coś im opowiada, a rodzeństwo co rusz bucha gromkim śmiechem. Albo woła: „Ach!”, to znów: „Och!”. "Ojejej!" też się im parę razy wykrzyczeć zdarzyło. Co to ma znaczyć? Pod oknem rozległ się cichy szmer zdumienia.
Wreszcie tupliczki, coraz bardziej zaciekawione, zaczęły się przepychać jeden przez drugiego, aby jak najwięcej zobaczyć, co też tam w środku się dzieje. Po jakiejś chwili zobaczyły jak Tulcia i Tulcio siedzą przy dużym stole w kuchni, a do ich wrażliwych nozdrzy doleciał bajeczny zapach smażonych racuszków. Tego było już za wiele! Wszystkie, jak jeden tupliczek, wparowały do środka i stanęły jak wryte, przestraszone swoją odwagą. Gdy zobaczyły jednak uśmiechniętą twarz babki, strach ich opuścił. Z zaciekawieniem zaczęły się rozglądać po wnętrzu schludnej chatynki.
Babka Tuplimczycha zaprosiła wszystkie dzieci do stołu i z uśmiechem poprosiła, aby częstowały się racuszkami. A tego tylko tupliczkom było trzeba. Uszczęśliwione zasiadły natychmiast do okrągłego kuchennego stołu i zabrały się ochoczo za pałaszowanie pyszności.
Babka w międzyczasie opowiadała im przepiękne stare baśnie i bajki. Opowiedziała im nawet parę śmiesznych dowcipów.
Tupliczki były przeszczęśliwe, że ktoś znalazł dla nich czas i im tak pięknie opowiadał. Na koniec, trzymając się za obolałe brzuchy, zastanawiały się głośno, czy brzuchy bolą ich z powodu łapczywego jedzenia, czy może ze śmiechu. A przy tym głośnym zastanawianiu, śmiały się jeszcze głośniej.
Kiedy po wspaniałej uczcie tupliczki opuściły już chatynkę i maszerowały raźnie wraz z rodzeństwem Tulbunków w stronę Tupliczkowa, jedno przez drugie głośno wyrażały swój zachwyt nad tym wszystkim, co w chatynce babki Tuplimczychy się wydarzyło, co zobaczyły, co usłyszały, co jadły.
— Widzicie, toż to wspaniała starowinka! — przekrzykiwał wszystkich najstarszy z tupliczków. — Co też za brednie ludzie o niej opowiadają? Na jej cześć rezygnuję ze swojego życzenia. Tulcia, skreślaj mnie z kartki!
— Mnie też! Mnie też! — głośno domagały się pozostałe tupliczki.
— Nasze życzenia są niewiele warte — oznajmił jeszcze najstarszy z tupliczków i dodał: — Teraz naszym życzeniem będzie pomagać starszym i potrzebującym. Przynajmniej raz w tygodniu będziemy chodzić do babki Tuplimczychy, aby jej pomagać. A w naszą nową zabawę dalej będziemy się bawić, tyle, że będziemy wypowiadać mądrzejsze życzenia.
— Brawo! Brawooo! Mądrze gada! — krzyczały rozentuzjazmowane tupliczki.
Tulcia, która wraz z Tulciem trzymała się do tej pory trochę na uboczu całej grupy i przysłuchiwała się tupliczkom, z szerokim uśmiechem puściła oczko do brata. Tulcio odpowiedział jej tym samym. Pokazał jej jeszcze podniesiony do góry kciuk na znak dobrej roboty i zaraz dołączył do uradowanych dzieci.
Tulcia była zdumiona, ale przede wszystkim bardzo szczęśliwa, że jej sen się spełnił, i to aż tak. — „Co za sen? Co za piękny sen? A jawa? Jawa jeszcze piękniejsza” — pomyślała i pomaszerowała za całą grupą radosnych tupliczków, drąc po drodze na drobniutkie kawałeczki kartkę z życzeniami.