Co roku 4 lutego na Świecie obchodzony jest ten dzień, który w Polsce, nie wiedzieć czemu tłumaczony jest na Światowy Dzień Walki z Rakiem. No nic, jak zwał tak zwał, ważne by dzień ten wpłynął na nasze postrzeganie tej choroby i na odpowiednie zachowania w profilaktyce i jej leczeniu.
Jako że jestem kobietą, zajmę się sprawami najczęstszej zachorowalności na raka właśnie u kobiet.
W Polsce edukacja zdrowotna społeczeństwa wprawdzie jest na coraz to wyższym poziomie, to jednak umieralność wśród kobiet z roku na rok niestety wzrasta. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie dlatego że Polki z różnych powodów ciągle zbyt rzadko badają się ginekologicznie.
Dla nich ważniejsza jest rodzina, prace domowe, kariera zawodowa, a zdrowie gdzieś tam na końcu. Na dbanie o zdrowie szkoda im czasu. Nie myślą, nie chcą wiedzieć, że nie robiąc badań ginekologicznych, wiele tracą. Innym czynnikiem hamującym niektóre kobiety przed wizytą u ginekologa jest lęk przed chorobą nowotworową i kojarzenie jej tylko z jednym — z wyrokiem śmierci.
Z drugiej zaś strony, jest także duży odsetek kobiet, które mają zbyt niską wiedzę na temat profilaktyki i możliwości skutecznego leczenia raka. Są też niestety i takie kobiety, które po prostu całkowicie lekceważą swoje zdrowie i nie mają dobrych nawyków zdrowotnych.
Jakkolwiek nie patrząc na podejście Polek do badań ginekologicznych, jedno jest pewne, odwlekając wizytę u ginekologa, odbierają sobie szansę na pełne wyleczenie nowotworu. Zgłaszanie się u ginekologa dopiero wtedy, kiedy odczuwają już jakieś objawy choroby, okazuje się być najczęściej już zbyt późne.
W wielu przypadkach choroba nowotworowa jest już niestety na tyle zaawansowana, że mimo dużej wiedzy lekarzy i kosztownych procedur medycznych nie udaje się już chorej uratować. Skazana jest na śmierć.
W krajach zachodnich, jeśli kobieta trzykrotnie nie stawi się na badanie cytologiczne, musi płacić za leczenie raka szyjki macicy — jeśli na niego zachoruje. Podobnie jest z mammografią. Co dwa lata kobiety dostają zaproszenie na badania piersi i muszą się na nie zgłosić. Widać, że taka forma zdyscyplinowania działa, bo gabinety ginekologiczne są stale oblegane przez kobiety, a śmiertelność na raka piersi i szyjki macicy — w stosunku do zachorowań — jest z roku na rok coraz mniejsza.
Medycyna na świecie w ostatnich latach zrobiła ogromne postępy. Onkologia także. Obecnie wielu chorych na raka można wyleczyć. Pod jednym wszak warunkiem: że zostanie on wcześnie wykryty i od początku będzie właściwie leczony.
Kobiety, ruszmy więc swoje pupy… i jazda do ginekologa! Ginekolog nie gryzie. Spokojnie można usiąść naprzeciw niego i swobodnie porozmawiać, a potem poddać się badaniu, które jest przecież bezbolesne. Wstydzić się nie ma czego. Jeśli się pozytywnie nastawimy do wizyty u ginekologa, to wstyd będzie nam obcy.
Zapamiętajmy dwa ważne dla naszego życia słowa: cytologia i mammografia. I to, że jeśli w swoim "centrum dowodzenia" odpowiednio poukładamy wszystkie myśli związane z badaniami ginekologicznym, to i czas się znajdzie na wizytę u ginekologa, i możliwości.
Temat bardzo poważny i aby go nieco rozluźnić, dodam jeszcze moje wcześniejsze opowiadanie w tym wątku — pół żartem, pół serio. Opublikowałam je m.in. na pewnym portalu literackim i tam — u normalnych kobiet (pozwolę sobie użyć takiego określenia) wywołało zrozumiałe rozbawienie, natomiast — u pisowskich kobiet święte oburzenie. Za co oczywiście damy te nie omieszkały mnie zmieszać z błotem... :D
Wizyta u ginekologa może być zabawna
Wczoraj byłam na badaniach u ginekologa. Mój obecny ginekolog pochodzi z Czech. Jestem pod jego opieką od kilku lat. Mój poprzedni ginekolog był Niemcem. Pod jego opieką byłam aż piętnaście lat. Przeszedł jednak na emeryturę i jego praktykę przejął właśnie ten Czech. Na początku bardzo żałowałam, gdyż lubiłam swojego starego lekarza. Nadawaliśmy na podobnych falach. Zawsze mieliśmy o czym pogadać i pożartować. Pod jego opiekę oddałam także moją córkę. Na szczęście okazało się, że z nowym lekarzem nie jest źle. Polubiliśmy się także. I to od samego początku. Tym bardziej że zawsze możemy sobie pogadać po swojemu i pożartować ile wlezie, on zna bowiem polski, a ja czeski.
Nic w tym dziwnego, oboje w swoich Ojczyznach mieszkaliśmy na terenie przygranicznym. Kiedy się spotykamy, przy wszystkich mówimy po niemiecku, ale kiedy tylko drzwi jego gabinetu ginekologicznego za nami się zatrzasną, „zasuwamy”, każdy w swoim języku. Najpierw pogadamy sobie i pośmiejemy się, a potem pan doktor przystępuje do badania.
Wczoraj było tak samo i kiedy leżałam już „dyspozycyjnie rozwalona” na leżance ginekologicznej, czekając na to niezbyt miłe badanie (chyba żadna kobieta badań tych nie lubi), pan doktor zamilkł, po czym z powagą zabrał się za mnie.
Uważnie badał — co trzeba i jak trzeba, czyli wziernikiem, i po chwili... brrr! palcem. Nie wiem, czy wskazującym, czy którymś innym, ale wiem, że był to jego paluch.
Ależ byłam spięta. Za każdym razem jestem. Tym razem pewnie stres był silniejszy albo ja słabsza w tym dniu, bo nagle nie wytrzymałam tej ciszy gabinetowej... i tego tam... i dla rozładowania swojego nieprzyjemnego uczucia, odezwałam się:
— No, panie doktorze, chyba pan nie zaprzeczy, że „dobra by była dla ginekologa wygoda, gdyby oko w palcu dała mu przyroda”? — powiedziałam, i wystraszona, natychmiast się zamknęłam.
A wystraszyłam się reakcji doktora, bo on buchnął nagle tak głośnym śmiechem, że na początku to nawet nie rozpoznałam śmiechu w tym jego „buchnięciu”. Doktor wyciągnął tego, no... brrr... palucha, i przestał mnie badać. Klapnął na swój fotelik i rechotał dalej w najlepsze. Gdy byłam już pewna, że to tylko jego śmiech, odezwałam się ponownie, pytając:
— A co pana tak rozbawiło? Czyżby pan tego dowcipu nie znał?
— Ne, nikdy jsem neslyšel* — wydukał doktor, i dalej rechotał.
— Nigdy pan nie słyszał? A przecież to stary dowcip... z brodą, nawet już z bardzo długą brodą — powiedziałam, śmiejąc się już także. Gdy złapałam oddech, dodałam: — No tak, to jest możliwe, że pan nie słyszał, bo pan jest młodym ginekologiem, z epoki ultrasonografii... i w razie jakby co, może pan użyć USG.
Gdy zadowolona z dobrych wyników badań ginekologicznych wróciłam do domu, co rusz parskałam śmiechem. Nie, nie z tego starego dowcipu, ale z miny doktora, i jego pociesznego rechotu.
--------------------------------------------------------------------------
* Ne, nikdy jsem neslyšel - (czeski) Nie, nigdy nie słyszałem.