środa, 31 maja 2023

Policja ma utrudniać ludziom udział w Marszu Wolności?

Dziennikarze donoszą, że policja dostała prikaz odgórny (czyt. od Kaczyńskiego), aby w dniu 4 czerwca wszelkimi sposobami utrudniać ludziom dojazd autokarami do Warszawy na Marsz Wolności. Aby je blokować długimi, drobiazgowymi kontrolami, doszukiwaniem się czegoś, wszystko jedno czego, byleby tworzyć długie korki. A wszystko to po to, aby obywatele chcący wziąć udział w marszu, nie dojechali na czas albo i w ogóle nie dojechali.

Policjanci sami o tym mówią dziennikarzom, oczywiście anonimowo, bo strach przed szykanami i utratą pracy jest wielki.

Z drugiej zaś strony dziennikarze sygnalizują, iż dochodzą ich słuchy, że coraz więcej policjantów ma dość rządzących z ich podłymi rozkazami i zaczynają się buntować. Jawi się więc nadzieja, że może nie będą się zbytnio do pracy przykładać podczas kontroli. Może nawet będą w jakiś zakamuflowany sposób pomagać rodakom zmierzającym na Marsz Wolności? Kto wie? Zobaczymy.

Okazuje się, że PKP chyba również dostały podobny prikaz, bo próbują blokować przejazd specjalnych pociągów do Warszawy, nie wydając w porę zezwolenia. Tak było chociażby na Dolnym Śląsku... Ale Polak potrafi i zezwolenie wydębił.

Jedno jest pewnie, nikt i nic Polaków już nie zatrzyma. Nadszedł już czas, najwyższy czas, aby pokazać swój sprzeciw wobec autorytarnym rządom Kaczyńskiego, wobec niszczeniu Polski, wobec ośmieszaniu na arenie międzynarodowej... etc.

Miarka się przebrała... Niech Żyje Polska, Wolna, Demokratyczna, Zasobna i znów... Uśmiechnięta

(Plakat z Internetu)


A tuś mi bratku!

W ogrodzie, na tarasie, na balkonie, na oknie, bratki wszędzie pięknie zdobią nasze otoczenie. I to już od marca, kiedy zima zazwyczaj jeszcze nie odpuszcza.

Swoimi różnokolorowymi kwiatkami poprawiają nam humor, zwiastując zbliżającą się wiosnę. Bratki, zwane także fiołkami ogrodowymi, to rośliny ozdobne, uprawiane w ogromnej liczbie odmian i niemalże we wszystkich kolorach. Bywają też wielobarwne. Też i bardzo ciemne, prawie czarne, jak rzadko które kwiaty. Kwitną do końca czerwca. W języku kwiatów symbolizują troskę i myślenie o kimś bliskim.



Ech, te bratki...! Cudowne, kolorowe wiosenne dodatki.


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


wtorek, 30 maja 2023

Lustro prawdę ci powie


Żadna to przecież forma oszustwa,

Że coś istnieje z drugiej strony lustra.

Stając przed lustrem — kim jesteś się dowiesz,

Usłyszysz też głos, który ci powie:


Zanim zrobisz krzywdę komuś drugiemu

Przyjrzyj się w lustrze odbiciu swojemu.

Lustro niczym wróżka prawdę ci powie,

Że masz SUMIENIE... i ono się dowie.




Każdy człowiek rodzi się wyposażony w sumienie, we wrodzone poczucie dobra i zła. Czy w swoim życiu będzie umiał je właściwie odróżnić, zależy tylko od niego.


W urodzie wiosny panuje harmonia i... zieleń

Kiedy wiosna na dworze, nie czas siedzieć w domu. Czas ruszyć na jej łono. Najlepiej aktywnie. Ale jak kto woli. Ja wolę być w ruchu. Wtedy więcej wiosennego czaru mogę się "nachapać". Bo co jak co, ale na piękno Natury to ja zachłanna jestem. A ona pewnie też mnie lubi, skoro pozwala się tak pięknie uwieczniać.



Kiedy wiosna panuje... zielono mam w głowie. 

Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem powinien być wiosną.
(K. Wierzyński )


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


poniedziałek, 29 maja 2023

Boże poskrom w końcu to zło nim Świat opanuje

 

Choć WIOSNA wokoło cudownie pięknieje,

Burzy się porządek na tym łez padole.

Ludobójca Putin się w twarz Światu śmieje;

Demokracja go mierzi, wciąż w oczy kole.


Piękno z potwornością do cna się zmieszało;

Cudowny czas wiosny z trwogą się mocuje;

Ludzi dobrej woli niestety zbyt mało...

Poskrom BOŻE to zło! — nim Świat opanuje.



Wiersz ten napisałam ponad rok temu, niestety, dzisiaj jest jeszcze gorzej. Na Świecie wybucha coraz więcej zażartych konfliktów. Ludzkość cierpi coraz bardziej. Buntuje się, modli... Ale kogo to obchodzi?

Zadufani w sobie politycy w imię swoich chorych ambicji niszą nasze życie, niszczą naszą planetę.

Poskrom Boże to zło nim Świat całkowicie opanuje! — chciałoby się krzyczeć. Widać jednak, jak historia pokazuje, w takich tragicznych sytuacjach ludzkość żadnej pomocy nie otrzymuje. Choć walczy, cierpi, ginie, a zwłaszcza niczemu niewinne dzieci... W imię czego się pytam?! W imię zaspakajania chorych ambicji tyranów?! Ci źli ludzie mogą realizować swoje zabójcze plany, a normalni ludzie żyć spokojnie nie mogą?!

W naszym kraju też jest coraz gorzej. Chory z nienawiści Kaczyński sukcesywnie i wytrwale buduje ustrój totalitarny, gwałcąc Konstytucję i wszelkie normy prawne.

Wczoraj, w dniu 29 maja 2023 roku, osiągnął apogeum na swojej drodze do zniewolenia Polaków, do wprowadzenia w Polsce stalinowskich metod rządzenia i walki z opozycją.

Wczorajszy podpis złożony przez Andrzeja Dudę pod ustawą powołującą komisję do spraw zbadania rosyjskich wpływów — jest tego potwierdzeniem. I oznacza jedno: koniec demokracji w Polsce.

Jest jednak jeszcze szansa, ostatnia szansa, aby nie dopuścić do tego. 4 czerwca Polacy pokażą, czy się godzą na zniszczenie demokracji przez tego nienawistnego i oderwanego od rzeczywistości człowieczka, czy nie. 


Podnóżek prezesa jednak podpisał ustawę "Lex Tusk"


No to teraz, prezydencie Duda,

na przyszłą pracę możesz liczyć

wyłącznie w krajach autorytarnych,

w nich żyć i dalej swój babzon tuczyć.


(zdjęcie z Internetu)


sobota, 27 maja 2023

Przygody w Syrence — z buntem więźniów, akcją milicji i uciekającym kołem w tle

Pierwszym moim samochodem po motocyklu była „Syrenka”. Pamiętam, że dostałam ją od męża na Dzień Kobiet w 1978 roku. Oczywiście był to stary model, ale mąż mi ją sam zreperował i zmajstrował nawet nową tapicerkę. Tak że w środku wyglądała, jak nówka nieśmigana.

Aha, i jeszcze do tego zainstalował mi nad tablicą rozdzielczą przy szybie maskotkę kotka, którą podłączył do migaczy, no i kotek mi mrugał raz lewym okiem, raz prawym w zależności od włączonego przeze mnie kierunkowskazu. Ot taki bajer. Mnie on śmieszył, ale dzieci były nim zachwycone.

Sama Syrenka, jako mój własny samochód bardzo mi się podobała. Byłam szczęśliwa, jak nie wiem co. Długo się nią jednak nie nacieszyłam, bo chyba gdzieś tak po dwóch latach mojego nią jeżdżenia rozkraczyła się na amen. Ale co z nią przeżyłam w tak krótkim czasie, to moje. Każdą z nią przygodę pamiętać będę do końca życia. A było ich wiele. Każda niezwykła.

Najbardziej utrwalił mi się jeden dzień przygód z nią, kiedy to z dziećmi i psem (owczarkiem nizinnym) wybraliśmy się do mojej mamy. Mieszkała w innym mieście, odległym o czterdzieści kilometrów.

Ruszyliśmy spod domu gdzieś tak w południe. Żeby wyjechać z miasta, musiałam przejechać rondo niedaleko Zakładu Karnego. Jakie było moje zdziwienie, kiedy dojeżdżając już do ronda, nagle zauważyłam, że jest zablokowane przez milicję. Milicjantów było na nim od groma... Co się dzieje?! Wystraszyłam się i gwałtownie przyhamowałam. Kilku milicjantów natychmiast doskoczyło do mnie i nakazali mi zawracać, ponieważ rondo jest nieczynne ze względu na bunt więźniów.

No coś takiego! Bunt, w naszym mieście? — przeraziło mnie to, co usłyszałam i różne myśli zakotłowały mi się w głowie.

Natychmiast skierowałam wzrok na mury więzienia. Rzeczywiście, widać było na nich dużą grupę więźniów. Coś krzyczeli i machali jakimiś białymi szmatami. Niewesoło to wyglądało.

Postanowiłam opuścić to niebezpieczne miejsce jak najszybciej, bo i dzieci trochę się już wystraszyły. Nacisnęłam gaz i... silnik zgasł. Odpaliłam go od nowa, a on brrr, brr i za czorta nie chciał wejść na obroty. Powtórzyłam tę czynność parę razy i nic, kicha! Milicjanci zaczęli się ze mnie w końcu śmiać i jeden z nich krzyknął:

Co, Syrenka się zbuntowała?!

Całkiem możliwe. Pewnie zaraziła się od tych panów tam na murach — odpowiedziałam, siląc się na śmiech, choć wściekła byłam jak cholera, że akurat teraz wysiadła, kiedy, niedość, że pełno milicjantów na rondzie, to jeszcze i gapiów dookoła. O więźniach już nawet nie wspomnę.

No to ją zmusimy do posłuszeństwa i wypchamy stąd — zawołał znów ten sam milicjant.

Kurcze, musiałam się tym "wypchaniem" ucieszyć, nie było wyjścia, więc się ucieszyłam:

Będą panowie tacy mili?! Tak? Bardzo dziękuję!

Czterech milicjantów się zaparło i wypchało moją Syrenkę na boczną ulicę z całą jej zawartością, czyli mną, dwójką dzieci i psem.

Byłam tak bardzo ucieszona, że mnie zepchnęli spod zasięgu wzroku gapiów, że zdobyłam się na odwagę i zawołałam:

A bylibyście panowie tacy uprzejmi i jeszcze kawałek mnie popchali? Ja wrzucę dwójkę, to może silnik zaskoczy, wejdzie na obroty i...

A jasne, że tak! — zawołało dwóch milicjantów naraz, wchodząc mi w słowo i cała czwórka znów się zaparła i z całych sił zaczęła pchać.

Hurrra! Zaskoczyła! — krzyknęłam sama do siebie, a dzieci zaczęły mi wtórować.

Operacja pchania, gdzieś tak po dwudziestu metrach, zakończyła się sukcesem. Milicjanci też byli zadowoleni. Widziałam w lusterku wstecznym, jak do mnie z szerokim uśmiechem machali.

Zadowolona jak nie wiem co, ruszyłam w dalszą drogę, mając nadzieję, że już bez żadnych problemów dojedziemy do mojej mamy. Niestety, moje nadzieje okazały się płonne. Czekała nas jeszcze jedna przygoda. Jaka? Otóż taka, że we wsi, jakieś dziesięć kilometrów przed miastem mamy, poczułam nagle, że coś śmierdzi:

Rany, co tak capi?! — krzyknęłam. — Jakby się coś paliło!

To nic, mamuś — zawołała z tylnego siedzenia córka. — Tam z prawej strony niedaleko od szosy jakiś pan pali ognisko.

Niestety, ten zapach nie pochodził z ogniska. Wnet się o tym przekonałam. Poczułam nagle, jak coś szarpnęło i auto przechyliło się na lewą stronę i ni stąd, ni zowąd zobaczyłam, jak koło mojego auta nas wyprzedza i pędzi po jezdni.

Z przeciwka jechał akurat jakiś Żuk. Usłyszałam przeraźliwy pisk jego opon. Hamował jak szalony. Ja też zaczęłam ostro hamować. Udało mi się zatrzymać auto tuż przed rowem melioracyjnym przy domu jakiegoś mieszkańca tejże wsi. Akurat siedział tam na ławeczce.

Co się potem działo, trudno opisać. Najbardziej żal mi było dzieci, bo się naprawdę bardzo wystraszyły. Pies zresztą też. Szybko sprawdziłam, czy są bezpieczne, po czym spokojnym głosem zapewniłam, że nic takiego się nie stało... i wyskoczyłam z auta.

Musiałam przecież dogonić uciekające koło, żeby się nie przyczyniło do jakiejś tragedii. Na szczęście kierowca Żuka mnie wybawił przed tą pogonią, bo w międzyczasie sam je złapał i po chwili mi go przyturlał z powrotem.

A cóż to się porobiło?! — zawołał przerażony mieszkaniec wsi, biegnąc do nas.

Nic takiego! — śmiejąc się, odpowiedział za mnie kierowca Żuka. — To tylko koło z pani Syrenki wyrwało się na wolność.

Jakim cudem do tego doszło, wnet się przekonaliśmy. Kierowca Żuka sprawdził i zameldował:

Niestety, śruba mocująca koło była już tak zardzewiała, że poszła w pieruny! Nie ma szans, by koło z powrotem założyć.

I co ja teraz zrobię?! — westchnęłam przerażona. — Mąż na delegacji. Telefonu na wsi chyba nikt nie ma, a ja sama...

Niech się pani nie martwi, coś poradzimy — odparł kierowca Żuka. — Przecież nie zostawimy pani samej z tym problemem.

I co się okazało? Rzeczywiście mnie nie zostawili na łasce losu. Panowie uradzili, że trzeba znaleźć jakiś gruby drut, albo coś w ten deseń, z czego można by zrobić zawleczkę i nią zastąpić zerwaną śrubę.

Mieszkaniec wsi natychmiast pobiegł do swojego domu i po chwili przyniósł kilka dużych, grubych gwoździ. Jeden z nich się nadał. Panowie go w stodole na imadle odpowiednio wykrzywili... i po paru minutach niesforne koło było już założone i przymocowane. Kierowca Żuka radził mi jednak jechać bardzo powoli, bo stuprocentowej gwarancji na bezpieczną jazdę dać mi nie mógł.

Domyśliłam się, dlatego też odeszła mi ochota na dalszą drogę. Za wiele emocji jak na jeden dzień. Postanowiłam zawrócić i bardzo powoli wracać do domu. A potem z domu zadzwonić do mamy z przeprosinami, że jednak nie możemy jej w tym dniu odwiedzić. Oczywiście bez powiedzenia prawdy, żeby jej nie straszyć,

Całe szczęście do domu dotarliśmy bezpiecznie. Podróż była jednak długa, gdyż jechałam bardzo powoli, dwadzieścia do trzydziestu kilometrów na godzinę. Nie chciałam ryzykować, mając tę świadomość, na czym się trzyma to przednie lewe koło. Szczęściem w nieszczęściu "gwoździowa" zawleczka wytrzymała i koło nie zdołało ponownie "wyrwać się na wolność".



Później, po naprawieniu przez męża wszystkiego, co z kołem było związane, jeszcze parę miesięcy pojeździłam tą moją kochaną, acz niesforną Syrenką, ale już tylko po mieście.

Pewnego feralnego dnia, kiedy zeszłam z dziećmi na parking pod domem, aby zawieźć je do przedszkola, naszym oczom ukazał się przerażający widok. Drzwi w Syrence były na oścież otwarte. Wystraszeni podbiegliśmy natychmiast do niej, by sprawdzić, co się stało. Najwyraźniej w nocy ktoś się do niej dobrał.

Nerwowo zaczęłam sprawdzać jej wnętrze. Na szczęście nie stwierdziłam, żeby czegoś w niej brakowało. Jedynie mrugający kotek znikł. Nie było mi go zbytnio żal, ale dzieciom tak.

Syrenka odpaliła bez problemu i pojechaliśmy do przedszkola. Potem ruszyłam do szkoły, gdzie pracowałam. Miałam do przejechania jakieś dwa kilometry. Niestety do szkoły nie dojechałam. Bo nagle ni stąd, ni zowąd spod tablicy rozdzielczej buchnął dym i to prosto mi w twarz. Nie wiem, co to się stało. Może to wyrwany z kablami kotek był tego powodem? Możliwe.

Natychmiast wyskoczyłam z auta, podniosłam maskę i torbą z ceraty przykryłam to zarzewie. Upewniając, że nic się już nie tli, zepchnęłam tę humorzastą Syrenę prawymi kołami na chodnik i poszłam piechotą. To był jej ostatni wybryk. Mąż już jej nie naprawiał... Kupiliśmy małego Fiata w dobrym stanie.


piątek, 26 maja 2023

Czy z gruboskórnym da się żyć?

 

Gruboskórni już tak mają,

że się zadem odwracają.

Brak im taktu i wyczucia,

często także i współczucia.


Gdzie się ruszą, obrażają,

swą postawą zniesmaczają.

Lecz to do nich nie dociera,

choćbyś o tym im wciąż gderał.




czwartek, 25 maja 2023

Mimo deszczowego maja pierwszy pokos trawy się odbył

Aż dziw bierze, że leśnikom udało się jakimś cudem wskoczyć w okienko pogodowe i skosić trawę na leśnych polanach.

Teraz po lesie roznosi się cudowny zapach. Wprawdzie inny niż wysuszonej w promieniach słońca trawy, czyli siana, ale też miło łechcący nozdrza.

Tegoroczne pierwsze sianokosy z pewnością będą w czasie wydłużone. Wszak skoszona trawa o wiele dłużej będzie musiała schnąć, aby móc ją zebrać w stogi i potem już w postaci siana zwieść do stodoły.



Zaglądnęłam na prognozę pogody... Wow! Aż trudno mi uwierzyć! Meteorolodzy zapowiadają u nas — aż! — pięć dni słonecznej pogody. Jest więc szansa, że wnet będę się rozkoszować zapachem siana... skąpanego w promieniach — ciągle jeszcze — majowego słońca.


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


środa, 24 maja 2023

Wolność Tomku w swoim... ogrodzie


Pan Tomasz wyjechał

ze swoją maszyną

prosto z garażu

z uśmiechniętą miną.


Sąsiedzi w try miga

okna zamykają,

kotki i pieski

z ogrodów znikają.


Pan Tomasz jednakże

się tym nie przejmuje,

bo koszenie trawy

go bardzo rajcuje.


Obraz autorstwa macrovector na Freepik.


wtorek, 23 maja 2023

Zgoda buduje...

Że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje, wiedzą nawet zwierzęta. Stąd też dla swoich potrzeb często tworzą zgrane zbiorowości społeczne w ramach swojego gatunku, a także i różnych gatunków.

Kolejny przykład potwierdzający tę opinię znalazłam niedawno w lesie. Była nim gromada różnych gatunków ślimaków na wspólnym żerowisku*.




* nazwę tego ich wspólnego żerowiska pomijam. 😁


Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


poniedziałek, 22 maja 2023

Ozdoby kobiecej dłoni

Kobiety już tak mają, że co się tylko da, ozdabiają. Oczywiście siebie przede wszystkim. No może nie wszystkie, ale myślę, że większość. A pomysłów przy tym każda ma mnóstwo. I jak jedne preferują skromne ozdoby, to inne odważne, rzucające się w oczy.

Najważniejsze, żeby być oryginalną. Takie nieszablonowe kobiety zawsze wzbudzają podziw. Jednak często też i agresywną krytykę. Cóż robić, ludziska tak już są skonstruowane.

Ostatnio przerabiałam temat ozdób dłoni. Nie sama, z wnuczką. Przy ostatniej mojej wizycie u córki, wnuczka na mój widok podbiegła do mnie i najpierw mnie mocno wyściskała, a potem pokazała mi swoją lewą dłoń. W pierwszym momencie mnie zatkało.

Dziewczyno, czyś ty zwariowała! — krzyknęłam, łapiąc oddech. Wszak wiem, że ona jako modelka żadnych tatuaży w widocznym miejscu mieć nie może. Ma to nawet zaznaczone w umowie z Modeling Agentur. A tu nagle coś takiego?!

Wnuczka się zaśmiała, i kierując swoją dłoń bliżej moich oczu (okularnicą jestem), powiedziała:

Babciu, ale powiedz mi, czy ten wzór ci się podoba.

No podoba, podoba... Jasne, że mi się podoba. Nawet bardzo, ale co na to twoja agentura? Wszak ozdobiłaś się na cacy, i to na całe życie. Nieodwracalnie.

E tam, zaraz nieodwracalnie — zaśmiała się i zaraz dodała: — Nie martw się, babciu, odwracalnie. Bo ten tatuaż to ja sobie sama zrobiłam, z henny. To pewnie wiesz, że wnet nie będzie po nim śladu.

Tak?! To dobrze! — ucieszyłam się i od razu zapragnęłam sfotografować to jej dzieło.

Nie mam nic przeciwko tatuażom. Moja córka i zięć mają ich po kilka. Pamiętam, że jak córka jako dwudziestolatka zrobiła sobie pierwszy tatuaż, kryjąc oczywiście przede mną, że w ogóle ma taki zamiar, przeżyłam szok. Świadomie mnie ta mądrala postawiła przed faktem dokonanym, bo wiedziała, że będę marudzić. Dopiero po powrocie do domu zaprezentowała mi ten swój trwały malunek na plecach w pełnej okazałości.

Nie byłam zadowolona. Ba, byłam wręcz zła. Jednak tylko przez moment trzymały mnie negatywne uczucia, bo już po chwili specjalną maścią smarowałam jej to podziargane miejsce... No dobra, dzieło tatuażysty. A potem się już przyzwyczaiłam i każda jej kolejna dziara już mi nic a nic nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, nawet zaczęły mi się podobać.

Uważam, że jeśli ktoś lubi tatuaże, widząc w nich coś więcej niż zwykły zjadacz chleba, a wręcz coś szczególnego i znaczącego dla siebie, to proszę bardzo, niech się dziarga. Co mi tam! Sama jednak nigdy bym się na tatuaż nie zdecydowała... I o dziwo, mój syn także. 

Za to w ozdobach rąk, i owszem, lubuję się, podobnie jak moja wnuczka. Tyle że innego rodzaju. Przeróżne pierścionki, obrączki, a nawet sygnety, o, to tak, i zmieniam je, jak przysłowiowe rękawiczki... Zaraz, przecież w rękawiczkach też się lubuję. Ba, mam wręcz do nich słabość. Do różnych. Także dzierganych i ażurowych. W moich szufladach zalega ich od groma. Już kiedyś wspominałam o tej mojej dziwnej do nich słabości. Oto > link.



Ta moja wnuczka ma niesamowicie długie palce. Dopiero to teraz tak dokładnie zauważam. A mi w dzieciństwie mówiono, że ja mam długie i powinnam grać na pianinie. Hmm... to na czym powinna grać moja wnuczka?





niedziela, 21 maja 2023

A co tam w majowej trawie piszczy?

Ha, piszczy wiele. Zwierzątka się radują i biegają po trawie radośnie. Roślinki pięknie rosną i uśmiechają się do słońca. A zapachy? Cudowne! Można tak po łące chodzić i chodzić bez końca...


To oczywiście tylko marzenie. Niestety. Ale chodzić po łące można, i owszem, tyle że najczęściej po mokrej. Tegoroczna majowa wiosna uparcie robi nas w bambuko... i zmywa nam głowy... Hmm, pewnie ma powód. 



Sportowa dziewczyna nad wodą


Gdy nocka się zbliża,

gdy zmierzchać zaczyna,

nad wodę wybywa

sportowa dziewczyna.


I biega, i skacze,

i mięśnie napina...

a potem w stretchingu

po belach się wspina.





Być i na swój sposób pięknie żyć


Z poczuciem humoru

łatwiej iść przez życie,

wie o tym każdy,

co wstaje o świcie...

I kocha pracować,

tworzyć coś nowego,

być złotą rączką,

szpeniem od wszystkiego,

alfą i omegą

dla siebie, dla innych,

ciekawym życia,

z rodziny dumnym.




piątek, 19 maja 2023

Polska stała się karykaturą państwa demokratycznego


Coś ty z Polski zrobił?

Ciebie wodzu pytam...

Ruinę mentalną.

Lud zębami zgrzyta.


Więzi międzyludzkie

niewiele już znaczą.

Ludzie podzieleni

do gardeł se skaczą.


Już ludzkich odruchów

coraz mniej się widzi,

bo każdy z każdego

bez pardonu szydzi.


Polska już wygląda

niczym kraj z komiksu

wycięty na twą modłę

z Putinem w uścisku.


Zniewolić Rodaków,

 na Wschód zepchnąć Polskę

taki oto plan twój,

lecz... poniesiesz klęskę.


Czeka cię niebawem

Sąd i rozliczenie:

za zniszczenie Polski,

za jej ośmieszenie,

za twe podłe rządy,

za depresję dzieci,

za cierpienie kobiet,

za nienawiść w sieci...


Kara cię nie minie,

ty podły człowieku!

Będziesz potępiony

już na wieki wieków.


Na pomoc też nie licz,

nikt ci nie pomoże.

Zostaniesz na zawsze

z plamą na honorze.



Oba zdjęcia z Internetu.


czwartek, 18 maja 2023

Wiosenne bujanie w chmurach... i po drogach

Wiosenna aura wróciła. Choć pewnie nie na długo. Tym bardziej trzeba było ten czas  wykorzystać. Na wędrówkę rowerową wyruszyłam już z rana. Zapowiadali burze, ale dopiero po południu. Było w miarę ciepło, tyle że wietrznie.

Wiatr przyganiał coraz więcej chmur. Najpierw były piękne białe cumulusy, ale one wnet się rozpierzchły i ustąpiły miejsca altocumulusom. Niebo wyglądało bajecznie. Było na co popatrzeć... i na czym pobujać. W trakcie postoju oczywiście. Bo w trakcie bujania się po dróżkach leśnych, żeby nie zaliczyć gleby, musiałam rzecz jasna zrezygnować z bujania w chmurach.

Kiedy jednak gdzieś tak po trzech godzinach altocumulusy nagle zniknęły, ustępując miejsca z kolei potężnym cumulonimbusom, postanowiłam powoli wracać do domu.

Pamiętam jeszcze ze szkoły, że te akurat chmury stanowią ostrzeżenie przed możliwym pogorszeniem się pogody i spektakularnymi zjawiskami burzowymi z obfitym deszczem włącznie, czasem też i gradem.





Przyznać jednak trzeba, że chociaż pogoda nas do tej pory nie rozpieszczała, wiosna z dnia na dzień i tak pięknieje w oczach. Widać to szczególnie za miastem, na łonie natury. 

Wszechobecna zieleń, błękit nieba, białe obłoki płynące po niebie (trochę za rzadko, no ale cóż...) i ten cudowny zapach. Wszystko to działa na człowieka bardzo budująco. Aż chce się żyć... Ech, wiosno! Bywasz kapryśna, to fakt, ale trwaj nam jak najdłużej.


środa, 17 maja 2023

Jabłonie przekwitły już

Wielka szkoda. Osobiście bardzo żałuję, że stało się to tak szybko i nie mogę się już rozkoszować ich pięknem. A było tak cudownie. Pełne kwiatów gałęzie sięgały moich okien.

Wspaniale było widzieć codziennie to ich piękno i czuć ich zapach rozchodzący się po całym domu. Z takim zapachem w nozdrzach usypiałam i się budziłam.



W moim ogrodzie rosną trzy jabłonie obok siebie, zapach co roku jest więc bardzo intensywny. A i pszczółki szczęśliwe z tak obfitego kwiecia gromadnie pracują przez cały okres ich kwitnienia. Nawet kiedy deszczyk popaduje słychać ich dźwięczne bzyczenie. A teraz wszystko się skończyło... Och, jak mi brak kwitnących jabłoni.



Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


wtorek, 16 maja 2023

Przydrożne kapliczki i krzyże jako symbol wiary chrześcijańskiej

Takich przydrożnych krzyży i kapliczek w Niemczech jest mnóstwo. Służą one zarówno katolikom, jak i ewangelikom. I to, co zwraca szczególną uwagę, wszystkie są bardzo zadbane i okwiecone. Nikt ich nie niszczy. Nie ma tu tego typu wandali. A jak już, rzadko się o tym słyszy.



Ważną rzeczą, jaką się tutaj też zauważa, to to, że żadna wiara zasadniczo nie jest agresywna. A już zwłaszcza te główne: katolicka i ewangelicka. Ludzie przynależą do takiej religii, do jakiej chcą i wierzą w to, co chcą. Jeśli mają oczywiście taką wewnętrzną potrzebę. Albo w ogóle nie wierzą.

Nikt nikomu nie narzuca swojej wiary. Nie potępia też ludzi innej wiary ani niewierzących. Panuje pełna wolność w tym zakresie. Z pewnością niekiedy zdarzają się jakieś wyjątki, ale są w mniejszości i na niewielką skalę.

Mam sąsiada, Niemca, który jest Świadkiem Jehowy, często razem rozmawiamy na różne tematy, ale on nigdy mnie jeszcze nie zagadnął na temat wiary. Przynosi mi za to każdego roku nowe kalendarze z bardzo religijnymi obrazkami i cytatami, i to po polsku, a ja je z grzeczności przyjmuję.

Tu rzadko się zdarza, aby Świadkowie Jehowy chodzili po domach, jak to ma miejsce w Polsce. U mnie w ostatnim roku byli wyjątkowo aż trzy razy i jak się po krótkiej rozmowie okazywało, byli Polakami.

***

Kościołów katolickich i ewangelickich jest tutaj również bardzo dużo. Są jednak bardzo skromne, zwłaszcza te ewangelickie. Nie ociekają przepychem i złotem jak w Polsce. W końcu Pan Bóg blichtru na Ziemi nie potrzebuje, tylko dobrych ludzi.

Historia religii na świecie jest niestety świadectwem wszelkiego rodzaju brutalności i okrucieństwa. Religie w większości jakoś dziwnie nie zachęcają ludzi do otwarcia się na prawdę. Wiele z nich natomiast prowadzi do ucisku kobiet, do psychicznego okaleczenia dzieci perspektywą wiekuistego potępienia, i jakże często, też do fizycznego i moralnego — przez duchownych pedofilów.

Wiara to bardzo delikatna materia. Uważam, że gdyby na świecie wśród wierzących było więcej dobrych ludzi świat były o wiele piękniejszy i przede wszystkim bezpieczniejszy. Niestety, podłych wierzących jest więcej, dlatego nasz świat wygląda, jak wygląda. Widać to zwłaszcza w ostatnich latach.



Religie mają oczywiście też i swoje dobre strony. Tyle że na świat ciągle zbyt małe oddziaływanie. Dlaczego tak się dzieje? Niech każdy odpowie sobie sam.


poniedziałek, 15 maja 2023

Pożegnanie z ogrodowymi tulipanami

Tulipany przekwitły już. Szkoda, wszak mają w sobie tyle piękna. Można by je podziwiać bez końca. Niestety, ich koniec musiał przyjść. I przyszedł.

Zanim jednak moje tulipany zaczęły przekwitać, utrwaliłam je sobie na pamiątkę. Jak co roku zresztą.

Najbardziej lubię te czerwone. Nie wiem dlaczego. Lubię i już! Jedno co wiem na pewno, są wytrwalsze i dłużej cieszą oko. Mam jeszcze i żółte, ale te już dawno przekwitły.



Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


niedziela, 14 maja 2023

Prezes już jak Breżniew?


Szanowny prezesie,

niech się pan nie gniewa,

ale pan już mocno

przypomina Breżniewa.


Nie lepiej by przejść już

na emeryturę,

niźli robić z siebie

podobną kreaturę?





Czas na truskawki

Jak pyszne i zdrowe są truskawki, nikogo nie trzeba przekonywać. Ich czas już nadszedł... I bardzo mnie to cieszy. Uwielbiam je.

Wprawdzie w dużych marketach są już od dawna, ja jednak ich nigdy nie kupuję, bo licho wie, czym są posypywane, aby przetrwać długi transport. Kupuję natomiast mrożone. Takie są z pewnością zdrowsze, gdyż były poddawane procesowi zamrażania zaraz po zebraniu.

W naszym mieście od maja do października można raczyć się zdrowymi i pysznymi truskawkami prosto z plantacji znad Jeziora Bodeńskiego. Codziennie są przywożone świeże, bez żadnej chemii... Tylko jeść i nie żałować sobie. Bo wiadomo, jak wiele dobroczynnych działań mają na nasze zdrowie.



Prezes niczym truteń Gucio promienieje w ulu


Opadły wam szczęki?

Znów w pełni sił jestem!

Teraz w mig dokończę

dyktatury system.


Miej się na baczności,

opozycjo głupia.

Będziesz pokonana,

i dostaniesz łupnia.



Zdjęcie z Internetu.


sobota, 13 maja 2023

Majowe kwiecie zdobi lasy i ogrody najpiękniej

Tegoroczny maj nie rozpieszcza nas temperaturą. Za ciepło nie jest. Przynajmniej u nas. Jednak jabłonie wreszcie zakwitły i kwitną coraz pięknej. Także kwiaty w ogrodach i na miejskich rabatkach.

Powietrze pachnie cudnie. To po jego zapachu poznać najbardziej, że mamy właśnie najpiękniejszy miesiąc w roku... Maj.

Może i słonecznej pogody doświadczymy w maju jeszcze, ale póki co, rozkoszujmy się pięknym, kolorowym kwieciem.



Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


Modlitwa prezesa


Nie dzieje się dobrze,

Polska wciąż nie moja.

Już sił mi brakuje,

nie chroni mnie zbroja.


Dopomóż mi Boże,

natchnij swym blaskiem,

wszak Ty wiesz najlepiej,

żem prawym człowiekiem.



Zdjęcie Tomasz Gzell PAP.webp


piątek, 12 maja 2023

Osobliwa psia para

Kiedy pierwsze pięcioosobowe państwo w osobach: córki, zięcia i trójki wnucząt wybywa gdzieś, gdzie z psami nijak się nie da, wówczas dwa psy przechodzą pod opiekę drugiego państwa, jednoosobowego, czyli moją. No a wtedy, witaj przyrodo!, ruszamy na długą wędrówkę po górach i lasach.



Muszę przyznać, że osobliwa jest ta psia para: stary dwunastoletni kawaler rasy labradoodel Aramis i jego trzyletnia towarzyszka rasy chart Daya. Pasują do siebie jak pięść do nosa, ale dziwnym trafem całkiem dobrze im się razem żyje. Między nimi nigdy nie było żadnej agresji. Wręcz przeciwnie, jest wielka miłość.

Chociaż na początku, kiedy Daya jako trzymiesięczny szczeniak przekroczyła próg swojego nowego domu, stając się jednocześnie pełnoprawnym członkiem rodziny, Aramis przez kilka pierwszych dni patrzył na nią spode łba i cierpliwie czekał, aż ona się straci. Myślał, że ona jest w jego domu tylko w gościach i wnet wróci tam skąd przyszła.

Dni jednak leciały jeden po drugim, a Daya ciągle była. W końcu Aramis musiał się pogodzić z jej obecnością i w końcu ją zaakceptować. Nie miał z tym jednak wielkich trudności, gdyż ta mała rozrabiara dała się polubić, ba, nawet pokochać.

I tak jest do dziś. Daya to bardzo radosny i wesoły pies i robi z Aramisem, co chce, a on wszystkie jej szaleństwa cierpliwie znosi i czasem nawet im się poddaje i razem z nią szaleje. Na początku był tym faktem nieco zakłopotany, wszak zawsze był bardzo spokojnym i ułożonym psem, a tu nagle tyle zabawy, tyle dziwnej, szalonej radości.

Ze względu na wiek wcześniej już nie był aż tak szybki w bieganiu, ale teraz, dzięki swojej zwariowanej towarzysce rasy chart, biega jak psiak.

Charty to specyficzne psy. Charakteryzują się bardzo smukłym, wysokim i wyraźnie wydłużonym ciałem, przez co bardzo gibkim. Głowę mają małą, ale za to nogi niezwykle długie.

Ta ich aerodynamiczna budowa ciała, umożliwia im osiąganie dużej prędkości, dochodzącej nawet do 60 km/h. Należą do jednego z najstarszych typów psa. Były znane już w starożytności.

Nasza suczka tej rasy, Daya, ma już prawie trzy lata. Jest uwielbiana przez wszystkich. I ona pewnie to dobrze czuje, gdyż ciągle się uśmiecha.

O labradoodlach ogólnie i naszym labradoodle, Aramisie, pisałam już wiele razy dużo wcześniej. Chociażby > tutaj.

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam Dayę, jako trzymiesięcznego szczeniaka, uśmiałam się zdrowo z jej wyglądu. Wprawdzie znałam tę rasę z opisu i widziałam na obrazkach, ale to zupełnie co innego widzieć jej przedstawicielkę na żywo, stojącą pociesznie przed moim nosem i patrzącą na mnie, podobnie jak ja na nią, zdziwionym wzrokiem.

To dziwne stworzenie z uśmiechniętą mordą, ogonem podkulonym pod siebie, uszami chodzącymi jak peryskopy we wszystkich kierunkach i z tak jakby wychudzoną sylwetką — tak mnie ubawiło, że nie mogłam przestać się śmiać. W końcu wypaliłam:

Daya, ty wyglądasz jak przecinek! (po niemiecku: Komma). Będę cię więc nazywać Komma-Deya. — I tak zostało do dziś.


Wracając do naszych wspólnych wędrówek, przyznam, że ta sobotnia też była bardzo udana. Wszyscy byliśmy zadowoleni. Tak mniemam, gdyż Komma-Daya się wybiegała ile wlezie, a Aramisowi z kolei udało się bez większej zadyszki dotrzymać jej biegu. Ta sprinterka zdążyła go już wytrenować.

Na sam koniec wędrówki pieskie towarzystwo poświęciło jeszcze chwilkę na obserwację grasujących po łące myszy. Oboje lubią je obserwować... i tylko obserwować. Na szczęście.



Po tej czynności wzięliśmy już azymut na dom. Po drodze zabawialiśmy się jeszcze w aportowanie. Rzucałam piłkami, a oni mi je przynosili z powrotem. Oczywiście rzucałam dwie jednocześnie, gdyż Aramis przy talencie biegowym Komma-Dayi nie miał szans, aby choć raz do piłki dobiec jako pierwszy. 



Jak znaleźliśmy się już w domu, Komma-Daya szybko się najadła, i po chwili, kiedy Aramis ciągle jeszcze chrupał swoje jedzenie, dostojnym krokiem poszła do ich wspólnego psiego pokoju, i jak gdyby nigdy nic, ułożyła się do spania.