Kiedy pierwsze pięcioosobowe państwo w osobach: córki, zięcia i trójki wnucząt wybywa gdzieś, gdzie z psami nijak się nie da, wówczas dwa psy przechodzą pod opiekę drugiego państwa, jednoosobowego, czyli moją. No a wtedy, witaj przyrodo!, ruszamy na długą wędrówkę po górach i lasach.
Muszę przyznać, że osobliwa jest ta psia para: stary dwunastoletni kawaler rasy labradoodel Aramis i jego trzyletnia towarzyszka rasy chart Daya. Pasują do siebie jak pięść do nosa, ale dziwnym trafem całkiem dobrze im się razem żyje. Między nimi nigdy nie było żadnej agresji. Wręcz przeciwnie, jest wielka miłość.
Chociaż na początku, kiedy Daya jako trzymiesięczny szczeniak przekroczyła próg swojego nowego domu, stając się jednocześnie pełnoprawnym członkiem rodziny, Aramis przez kilka pierwszych dni patrzył na nią spode łba i cierpliwie czekał, aż ona się straci. Myślał, że ona jest w jego domu tylko w gościach i wnet wróci tam skąd przyszła.
Dni jednak leciały jeden po drugim, a Daya ciągle była. W końcu Aramis musiał się pogodzić z jej obecnością i w końcu ją zaakceptować. Nie miał z tym jednak wielkich trudności, gdyż ta mała rozrabiara dała się polubić, ba, nawet pokochać.
I tak jest do dziś. Daya to bardzo radosny i wesoły pies i robi z Aramisem, co chce, a on wszystkie jej szaleństwa cierpliwie znosi i czasem nawet im się poddaje i razem z nią szaleje. Na początku był tym faktem nieco zakłopotany, wszak zawsze był bardzo spokojnym i ułożonym psem, a tu nagle tyle zabawy, tyle dziwnej, szalonej radości.
Ze względu na wiek wcześniej już nie był aż tak szybki w bieganiu, ale teraz, dzięki swojej zwariowanej towarzysce rasy chart, biega jak psiak.
Charty to specyficzne psy. Charakteryzują się bardzo smukłym, wysokim i wyraźnie wydłużonym ciałem, przez co bardzo gibkim. Głowę mają małą, ale za to nogi niezwykle długie.
Ta ich aerodynamiczna budowa ciała, umożliwia im osiąganie dużej prędkości, dochodzącej nawet do 60 km/h. Należą do jednego z najstarszych typów psa. Były znane już w starożytności.
Nasza suczka tej rasy, Daya, ma już prawie trzy lata. Jest uwielbiana przez wszystkich. I ona pewnie to dobrze czuje, gdyż ciągle się uśmiecha.
O labradoodlach ogólnie i naszym labradoodle, Aramisie, pisałam już wiele razy dużo wcześniej. Chociażby > tutaj.
Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam Dayę, jako trzymiesięcznego szczeniaka, uśmiałam się zdrowo z jej wyglądu. Wprawdzie znałam tę rasę z opisu i widziałam na obrazkach, ale to zupełnie co innego widzieć jej przedstawicielkę na żywo, stojącą pociesznie przed moim nosem i patrzącą na mnie, podobnie jak ja na nią, zdziwionym wzrokiem.
To dziwne stworzenie z uśmiechniętą mordą, ogonem podkulonym pod siebie, uszami chodzącymi jak peryskopy we wszystkich kierunkach i z tak jakby wychudzoną sylwetką — tak mnie ubawiło, że nie mogłam przestać się śmiać. W końcu wypaliłam:
— Daya, ty wyglądasz jak przecinek! (po niemiecku: Komma). Będę cię więc nazywać Komma-Deya. — I tak zostało do dziś.
Wracając do naszych wspólnych wędrówek, przyznam, że ta sobotnia też była bardzo udana. Wszyscy byliśmy zadowoleni. Tak mniemam, gdyż Komma-Daya się wybiegała ile wlezie, a Aramisowi z kolei udało się bez większej zadyszki dotrzymać jej biegu. Ta sprinterka zdążyła go już wytrenować.
Na sam koniec wędrówki pieskie towarzystwo poświęciło jeszcze chwilkę na obserwację grasujących po łące myszy. Oboje lubią je obserwować... i tylko obserwować. Na szczęście.
Po tej czynności wzięliśmy już azymut na dom. Po drodze zabawialiśmy się jeszcze w aportowanie. Rzucałam piłkami, a oni mi je przynosili z powrotem. Oczywiście rzucałam dwie jednocześnie, gdyż Aramis przy talencie biegowym Komma-Dayi nie miał szans, aby choć raz do piłki dobiec jako pierwszy.
Jak znaleźliśmy się już w domu, Komma-Daya szybko się najadła, i po chwili, kiedy Aramis ciągle jeszcze chrupał swoje jedzenie, dostojnym krokiem poszła do ich wspólnego psiego pokoju, i jak gdyby nigdy nic, ułożyła się do spania.