piątek, 4 listopada 2022

Komu piedestał… komu?

 Ludzie mają jakąś dziwną manię stawiania innych na piedestale. Pół biedy, jak postawioną na piedestał osobą jest osoba już nieżyjąca. No bo z założenia o kimś, kto się już z tym łez padołem pożegnał, trzeba mówić dobrze… to niech już sobie na tym piedestale pośmiertnie postoi. Gorzej, jak wynoszoną osobą jest osoba żyjąca. Bo biada takiej, kiedy wynoszącym się nagle coś odwidzi i z piedestału ją bez pardonu strącą. W sumie to niezbyt miła sytuacja też i dla wynoszących. Bo jakże im dalej żyć z takim przeświadczeniem, że wyniesiona przez nich osoba coś przeskrobała, czymś im zawiniła i na piedestał ni jak nie zasługuje? Toż to dla nich istny szok. I zawód jak jasna cholera!

Wyniesiona osoba zaś czuje się tym bardziej niekomfortowo, jakby ją kto obił, gdyż spaść z tak nagła to wcale nie jest miło. Podobnie sponiewierana czuje się też i taka osoba, która się na piedestał nigdy sama nie pchała. Bo jak by nie patrzeć, spadanie w pewnym sensie jest dla niej też bolesne.

Nie inaczej dzieje się i w życiu towarzyskim. Niektórzy bardzo lubią otaczać się ludźmi stojącymi na piedestale. A jak w zasięgu ręki takich nie mają, to sami sobie znajdą kogoś i na piedestał wyniosą. A co?! Jest im to potrzebne do podbudowania własnego ego. I wcale ich to nie interesuje, czy ten ktoś, kogo na piedestał stawiają, sobie tego życzy, czy nie. Stawiają, i już!

Nieraz się zastanawiam, dlaczego tak się dzieje? Co ludźmi powoduje, że tak czynią? I już nawet nie chodzi mi o wynoszenie na piedestał jakiś bohaterów narodowych (za których w danym czasie akurat zostali uznani), bo to można jakoś zrozumieć, chodzi mi natomiast o stawianie na piedestał niektórych osób w normalnym życiu towarzyskim. No i dochodzę do wniosku, że to zwłaszcza ci lubują się w stawianiu innych na ten tzw. piedestał, którzy sami czują się niedowartościowani, a chcąc na siłę podnieść swoją wartość w oczach innych, chwalą się znajomościami z osobami wartościowymi — według ich mniemania. A te wartościowe osoby, co to sobie wydumali, koniecznie muszą stać na piedestale, i to najlepiej na jak najwyższym piedestale w hierarchii piedestałów. O kurcze, ale się zapiedestowałam… No nic, dumam dalej…

Wynoszeniem innych na piedestał trudzą się też i zarozumiali egoiści. Z czysto egoistycznych pobudek, by potem z zadartym nosem chlubić się przed światem, że kto jak to, ale oni to tylko z takimi na piedestale mają do czynienia. Niech se nikt nie myśli! Takie z nich ważniaki! Z takimi wyniesiony przez nich człek to ma dopiero przechlapane. Nie dość, że stoi na tym piedestale zniewolony i czuje się jak palant, to jeszcze, kiedy dojdzie do tego, że nagle okaże się całkiem normalnym człekiem, ze wszystkimi wadami człeka niewyniesionego, to wtedy nie ma zmiłuj dla niego. Żadnego! Zarozumiały egoista nigdy mu tego nie wybaczy, iż nagle okazał się niegodnym jego wyniesienia. Bo też egoiście trudno jest przełknąć taki zawód… Oj, bardzo trudno! No i wtedy taki wyniesiony człek-biedulka na złamanie karku, i to chybcikiem, sam musi spadać z piedestału.

Ależ mnie naszło dzisiaj z tym piedestałem. Pewnie dlatego, że w czasie wędrówki po lesie natknęłam się na bardzo fajny i jakże oryginalny piedestał... I tak się cały czas zastanawiam, kogo by na nim postawić? Szkoda by stał taki pusty.

Postawionemu ewentualnie na tymże piedestale, nieważne, czy z własnej woli, czy do stania przez kogoś z wyżej wymienionych względów zniewolonemu, gotowa jestem nawet skronie przyozdobić… No może nie liśćmi laurowymi, bo te akurat w kuchni potrzebują, ale wspaniałymi jesiennymi listkami, których w lesie teraz do wyboru, do koloru.

 


Prawda, że piękne są? Nooo… to komu piedestał… komu? Bo idę już do domu.


Z cyklu: „Pół żartem, pół serio”