niedziela, 29 sierpnia 2021

Lato powoli zwija swe podwoje

Dziś obudziła mnie cisza. Dziwne, nie? Bo jakże cisza może budzić? Ano może. Jak się jest przyzwyczajonym do pewnych dźwięków w czasie snu i nagle ich zabraknie, budzi się. Czy się chce, czy się nie chce. To proste. Cisza świdruje uszy bardziej niż hałas. Senną podświadomość także. No i taka właśnie świdrująca cisza dzisiaj mnie obudziła. Zanim do tego jednak doszłam, otwierając raz jedno oko, raz drugie, przez chwilę musiałam się zastanowić, cóż to takiego mnie ze snu tak nagle wyrwało.

Śpię przy otwartym oknie. Żaluzji nigdy nie opuszczam. Jakoś tak już mam, że lubię czuć podmuch powietrza i widzieć nad sobą niebo. A że mieszkam w tak cudownym miejscu, to też jedno i drugie mam zapewnione. Ciszę również. Nawet żadnych aut nie słyszę. Słyszę natomiast cudowny śpiew ptaków. Od wczesnej wiosny przy tej muzyce usypiam i się budzę. Kocham ten cudowny czas.



Leżąc tak i dumając, uzmysłowiłam sobie wreszcie, że świt się budzi, a przez otwarte okno żaden dźwięk z dworu do moich uszu nie dochodzi. Cisza. Jak makiem zasiał. Kiedy zdałam sobie sprawę, co tej ciszy jest powodem, zmartwiłam się. Bo powód jest oczywisty. Lato (choć kalendarzowe jeszcze trwa) powoli zaczyna zwijać swoje podwoje. A ta cisza to właśnie pierwszy symptom tegoż zjawiska. Ptaszęta umilkły. Wszystkie. I te, co na zimę zostają, i te, które nie zostają. Pierwsze, bo zajęły się już gromadzeniem zapasów na zimę. A drugie, gdyż zaczęły już oszczędzać siły na daleką podróż do ciepłych krajów.

Smutno mi się zrobiło. Bo jakże mi przyjdzie teraz budzić się bez tego cudownego ptasiego muzykowania? W oddali słychać było tylko cichutkie ćwierkanie świerszczy. Ani jednego ptaszka. Ojej, to już dziś przyszedł ten czas. Co z tego, że lato trwać będzie jeszcze trzy tygodnie i wkrótce będą mogła posmakować owoców z mojego ogrodu, kiedy… mi już jest szkoda lata!

Co roku o tej porze doznaję podobnego uczucia. I mam tak od dziecka. Dlaczego? Hmm... Może dlatego, że przyszłam na świat drugiej niedzieli lata? Moją najpiękniejszą pora roku jest wiosna… i początek lata. Pełni lata za bardzo nie lubię, a już jego końca, dopiero.

Przez wszystkie kolejne dni z utęsknieniem czekam na wiosnę pełną zapachów i ptasiej muzyki. A czekam, jak zwykle, przebywając na łonie jesiennej i zimowej natury. Jak najczęściej. Jak najdłużej. Bo też w moim życiu bezpośredni kontakt z naturą jest dla mnie sprawą pierwszorzędną. Pewnie dlatego, że atawistyczne cechy naszych praprzodków akurat u mnie dają znać o sobie bardzo mocno... Co mnie bardzo cieszy.

 

Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"