niedziela, 24 sierpnia 2025

Czy można mieć szacunek do księży?

Od dzieciństwa noszę w sobie doświadczenia, które sprawiły, że trudno mi darzyć księży szczególną sympatią. Tak było i później — zwłaszcza w czasie, gdy dorastały moje własne dzieci.

Mogłabym przywoływać kolejne wspomnienia, ale nie chcę. Są zbyt bolesne, a i tak najważniejsze jest to, że pozostawiły we mnie przekonanie, że sutanna sama w sobie nie czyni nikogo godnym miłości ani szacunku. Księża są ludźmi, jak wszyscy inni. Jedni bywają dobrzy, inni źli. Niektórzy — bardzo źli.

Wielu z nich nosi w sobie pychę, próżność, nadęte poczucie własnej wyjątkowości. Czasem wydają się wręcz karykaturalni w swojej megalomanii i pysze. Najbardziej boli mnie jednak, że przy tych wszystkich ludzkich ułomnościach wielu z nich czuje się nietykalnymi. 

Ci, którzy stoją najwyżej w hierarchii, otaczają się przepychem i bogactwem, podczas gdy ich wierni — ci sami, którym każą żyć w umartwieniu i pokorze — często nie mają nawet na chleb, a jednak wrzucają na tacę ostatni grosz.

Jak można w takich chwilach patrzeć na nich z powagą i miłością? Tym bardziej teraz, kiedy niemal codziennie media odsłaniają ich słabość, obłudę, a czasem wręcz nikczemność i zboczenia.

Historia także nie zawsze mówi o nich dobrze. Drażnią mnie ci „pasterze” w purpurach i złocie wyfioczeni, że wytrzeszczu oczu można dostać, patrząc na nich (czy Panu Bogu to się podoba?), napuszeni, odseparowani od życia zwykłych ludzi.



Nie potrafię być potulną owieczką, idącą posłusznie w owczym stadzie. A jednak nie chcę być niesprawiedliwa. Znam księży, którzy żyją skromnie, którzy pomagają biednym i chorym, którzy w ciszy i bez rozgłosu czynią dobro. Im należy się szacunek. To oni są światłem w ciemności.

Ale dzisiaj, kiedy nawet wśród najwyższych hierarchów Kościoła tak trudno znaleźć autorytet, pytanie wciąż powraca: Czy można mieć szacunek do księży?... Stąd ten wierszyk:


Trudna prawda o polskim duchowieństwie

Zaraza się czai — grzmiał purpurowy,

Aż się na twarzy robił pąsowy:
Nie czerwona, a w kolorach tęczy,
neomarksistowska, co lud wykończy!

Lud to wysłuchał, włosy z głowy rwie,

lecz tylko ten, co się „Jarkowym” zwie.
Strachy na lachy, rzecz oczywista,
wie mądry katolik, wie ateista.

Siać strach księżule od zawsze lubią,

tak w karbach lud trzymają, tak wabią.
Kościoły i tace są wtedy pełne,
a lud dostaje „odpusty zupełne”.

Wtedy księżulom dostatnio się żyje

i jeden drugiego, gdy trzeba, kryje.
Tych, co nie kryją, gnębią straszliwie,
siebie wybielając wręcz obrzydliwie.


* Jeśli kogoś interesuje ten temat, polecam wczorajszy artykuł Tomasza P. Terlikowskiego, doktora filozofii, pisarza i działacza katolickiego, który przez wiele lat zaciekle krytykował tych, co krytykowali Kościół, od niedawna, po licznych i głośnych skandalach w Polskim Kościele — zrozumiał, że nie miał racji.

Oto link do rzeczonego artykułu: „Padrino polskiego Kościoła. Jego śmierć to ostateczny kres pewnej epoki”.