sobota, 30 sierpnia 2025

Media – czwarta władza czy narzędzie niszczenia świata?

Media od lat określa się mianem „czwartej władzy”. I nie bez powodu – ich siła jest ogromna. Potrafią kształtować opinie, wpływać na politykę, kreować obraz rzeczywistości. Obok władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej mają pełnić funkcję kontrolną – pilnować, by nie dochodziło do nadużyć i korupcji.

Problem w tym, że ta niezależność, zagwarantowana przez Konstytucję, z czasem przerodziła się w poczucie bezkarności. Szczególnie wyraźnie widać to od momentu, gdy Internet otworzył drzwi do natychmiastowej, nieograniczonej publikacji treści.

W pogoni za kliknięciami, oglądalnością i zyskami wielu dziennikarzy przekracza kolejne granice. Fałszywe informacje, drastyczne zdjęcia, sensacyjne nagłówki – to codzienność. Liczy się efekt: byle mocniej, byle ostrzej, byle głośniej. Bo to sprzedaje się najlepiej.



A co z odbiorcami? Ludzie o stabilnej psychice reagują bólem, smutkiem, troską. Ale ci bardziej wrażliwi, emocjonalnie rozchwiani, mogą się brutalizować, przejmować agresję z mediów i przenosić ją do codziennego życia. W efekcie rośnie grono osób zagubionych, zdesperowanych, niebezpiecznych.

Przykład sprzed kilku dni mocno mnie poruszył. Czwartkowa tragedia na lotnisku w Radomiu – rozpacz, dramat rodziny, śmierć człowieka. I co zrobiły media? Pokazywały ten moment setki razy. Kadr, w którym człowiek traci życie, transmitowany był w kółko, bez refleksji, bez cienia empatii.

Jak można? Jak można było nie pomyśleć o rodzinie pilota, o bliskich, którzy w telewizji po raz kolejny musieli oglądać najtragiczniejszą chwilę swojego życia?

Czy naprawdę doszliśmy do momentu, w którym ludzkie nieszczęście stało się najlepszym towarem medialnym?


Dlaczego ślimaki winniczki się wspinają?...

 


poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie

Kiedyś natknęłam się na zdanie: „Władza jest cała dla siebie, sobą upojona, w sobie zatrzaśnięta”. Trafione w punkt. Wypisz, wymaluj — PiS w pigułce.

Jarosław Kaczyński, upojony swoją własną potęgą, dbał tylko o jedno: żeby ta pijana od władzy machina trwała wiecznie. A Polakom — zwłaszcza tym na wsiach — przez lata skutecznie zatykał usta. Czym? Pieniędzmi. Kupował ich milczenie, zadłużając przy okazji Polskę na potęgę.


(W dymku dosłowny cytat Jarosława Kaczyńskiego... Taki z niego megaloman)

Czy obchodziło go, że rachunek za tę zabawę będą spłacać kolejne pokolenia? Ani trochę. Najważniejsze było utrzymanie stołka i władzy absolutnej.

Mało? Proszę bardzo. Świadomie „odpuścił” miliardy euro z KPO. Po co Polsce te środki? Po co inwestycje, rozwój, nowoczesność? Ważniejsze, by nie „uzależnić się” od Unii Europejskiej. Tak właśnie wygląda „miłość do ojczyzny” w wydaniu naczelnika.

I co się okazało? Według Business Insidera, tuż przed wyborami w 2023 roku dziura w budżecie wynosiła 13 miliardów złotych. Brzmi sucho? To zapiszę inaczej: 13 000 000 000 zł. Takie liczby robią wrażenie — zwłaszcza na tych, którzy zwykle nie ogarniają, czym właściwie są miliardy.

Ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Po zmianie rządu wyszło na jaw, że rzeczywiste zadłużenie przekracza 77 miliardów złotych. Dlaczego wcześniej tego nie było widać? Bo PiS pochował wydatki w rozmaitych funduszach, powciskał je w instytucje podległe centrali, żeby nikt nie widział, jak naprawdę wygląda państwowa kasa.


Obrazek z Internetu


I tu rodzi się pytanie, które boli najbardziej: jak wytłumaczyć to, że część Polaków wciąż kurczowo trzyma się PiS-u? Jak? Ignorancja? Naiwność? A może po prostu zwyczajna głupota?


Leśne pomysły ewangelików...

 



niedziela, 24 sierpnia 2025

Czy można mieć szacunek do księży?

Od dzieciństwa noszę w sobie doświadczenia, które sprawiły, że trudno mi darzyć księży szczególną sympatią. Tak było i później — zwłaszcza w czasie, gdy dorastały moje własne dzieci.

Mogłabym przywoływać kolejne wspomnienia, ale nie chcę. Są zbyt bolesne, a i tak najważniejsze jest to, że pozostawiły we mnie przekonanie, że sutanna sama w sobie nie czyni nikogo godnym miłości ani szacunku. Księża są ludźmi, jak wszyscy inni. Jedni bywają dobrzy, inni źli. Niektórzy — bardzo źli.

Wielu z nich nosi w sobie pychę, próżność, nadęte poczucie własnej wyjątkowości. Czasem wydają się wręcz karykaturalni w swojej megalomanii i pysze. Najbardziej boli mnie jednak, że przy tych wszystkich ludzkich ułomnościach wielu z nich czuje się nietykalnymi. 

Ci, którzy stoją najwyżej w hierarchii, otaczają się przepychem i bogactwem, podczas gdy ich wierni — ci sami, którym każą żyć w umartwieniu i pokorze — często nie mają nawet na chleb, a jednak wrzucają na tacę ostatni grosz.

Jak można w takich chwilach patrzeć na nich z powagą i miłością? Tym bardziej teraz, kiedy niemal codziennie media odsłaniają ich słabość, obłudę, a czasem wręcz nikczemność i zboczenia.

Historia także nie zawsze mówi o nich dobrze. Drażnią mnie ci „pasterze” w purpurach i złocie wyfioczeni, że wytrzeszczu oczu można dostać, patrząc na nich (czy Panu Bogu to się podoba?), napuszeni, odseparowani od życia zwykłych ludzi.



Nie potrafię być potulną owieczką, idącą posłusznie w owczym stadzie. A jednak nie chcę być niesprawiedliwa. Znam księży, którzy żyją skromnie, którzy pomagają biednym i chorym, którzy w ciszy i bez rozgłosu czynią dobro. Im należy się szacunek. To oni są światłem w ciemności.

Ale dzisiaj, kiedy nawet wśród najwyższych hierarchów Kościoła tak trudno znaleźć autorytet, pytanie wciąż powraca: Czy można mieć szacunek do księży?... Stąd ten wierszyk:


Trudna prawda o polskim duchowieństwie

Zaraza się czai — grzmiał purpurowy,

Aż się na twarzy robił pąsowy:
Nie czerwona, a w kolorach tęczy,
neomarksistowska, co lud wykończy!

Lud to wysłuchał, włosy z głowy rwie,

lecz tylko ten, co się „Jarkowym” zwie.
Strachy na lachy, rzecz oczywista,
wie mądry katolik, wie ateista.

Siać strach księżule od zawsze lubią,

tak w karbach lud trzymają, tak wabią.
Kościoły i tace są wtedy pełne,
a lud dostaje „odpusty zupełne”.

Wtedy księżulom dostatnio się żyje

i jeden drugiego, gdy trzeba, kryje.
Tych, co nie kryją, gnębią straszliwie,
siebie wybielając wręcz obrzydliwie.


* Jeśli kogoś interesuje ten temat, polecam wczorajszy artykuł Tomasza P. Terlikowskiego, doktora filozofii, pisarza i działacza katolickiego, który przez wiele lat zaciekle krytykował tych, co krytykowali Kościół, od niedawna, po licznych i głośnych skandalach w Polskim Kościele — zrozumiał, że nie miał racji.

Oto link do rzeczonego artykułu: „Padrino polskiego Kościoła. Jego śmierć to ostateczny kres pewnej epoki”.


Jaka rodzina, taki stół...



sobota, 23 sierpnia 2025

Dary w lesie

Nie, nie pomyliłam się. Chodzi mi o dary w lesie, nie o dary lasu. Bo to właśnie wśród drzew, pewnego dnia, niespodziewanie spotkałam coś, co trudno nazwać inaczej niż darem.

Szłam szerokim duktem, gdy nagle na stosie ściętych pni zobaczyłam coś białego, migoczącego w zieleni. Były to kartki, zawieszone niedbale, a jednak z troską, zapisane gęstymi literami. Zatrzymałam się, zdziwiona, i zaczęłam czytać. Okazały się modlitwami — prostymi, ewangelickimi słowami, niesionymi wiatrem w głąb lasu.

Pod nimi stało metalowe pudełeczko. Na wieku widniał napis: „Proszę wziąć po jednym egzemplarzu... na pamiątkę, na zastanowienie, na zachętę”.

Otworzyłam je. W środku leżały maleńkie, kolorowe karteluszki: obrazki, cytaty, modlitwy, słowa, które ktoś zostawił dla innych. Przejrzałam je, lecz nie wzięłam żadnej. Pomyślałam, że nie są dla mnie, że należą do kogoś innego.

Tutaj, gdzie żyję, ewangelicki duch obecny jest wszędzie — w kościołach, szkołach, nawet w przedszkolach. Bywałam w tych świątyniach kilka razy, zawsze przy okazji pogrzebów sąsiadów. Kilkakrotnie także, gdy moje wnuki stawiały pierwszy krok w szkolne progi. W tym mieście tylko takie szkoły istnieją. Ale uczą się w nich wszystkie dzieci, razem — bez względu na wiarę czy jej brak.

Odeszłam w końcu od tych kartek, lecz w myślach wciąż krążyły obrazy — różnice między ewangelikami a katolikami. Nie będę ich tu roztrząsać, wspomnę tylko o jednej. Kościoły.

Ewangelickie świątynie, skromne i jasne, mają w sobie coś czystego. Ich prostota koi. Katolickie natomiast — ociekają złotem i przepychem. Dla mnie zbytecznym, choć zapewne cieszącym tych, którzy ten przepych pielęgnują.

Zamyślona szłam dalej. I wtedy zobaczyłam coś jeszcze dziwniejszego. Przy bocznej ścieżce rozłożony był koc, a na nim: butelki napojów bio, pudełko z ciasteczkami, mały drewniany krzyż, kartka z modlitwą, a pod krzyżem kolejne pudełeczko z pachnącym olejkiem. Jakby ktoś pozostawił tu dar, poczęstunek dla nieznajomego wędrowca.

Zatrzymałam się, patrząc na to z czułością. Było to niezwykłe — trochę obce, a jednak pełne bezinteresownej dobroci. Lubię takie ślady ludzkiej serdeczności, niespodziewane, ciche.



Rozgrzana na sercu tym widokiem, poszłam dalej. Na wąskich dróżkach spotkałam wkrótce dwie grupy wędrowców. Pierwsza — młodzież, rozśpiewana, roześmiana. Druga — starsi ludzie, których oczy błyszczały pogodą. Każdy, kogo mijałam, skłaniał głowę i pozdrawiał: „Grüß Gott!” — „Szczęść Boże!”.

Odpowiadałam z uśmiechem. Z niektórymi zamieniłam kilka słów o pogodzie, o ścieżkach, po czym każdy poszedł swoją drogą. I pomyślałam wtedy, że najbardziej lubię właśnie takich ludzi: prostych, pogodnych, serdecznych. Wierzących i niewierzących. Bo tu, w tych stronach, owo „Grüß Gott!” jest najpowszechniejszym powitaniem — i to wcale nie tylko między wierzącymi.

Bo czy ma znaczenie, kto jakiego ma Boga? Każdy ma swojego, a niektórzy wierzą, że ich jest jedyny i najważniejszy. Może i tak. Ale ważniejsze od tego jest, byśmy potrafili być dla siebie dobrzy, uśmiechnąć się do obcego człowieka na leśnej drodze. I zostawić wśród drzew choćby najmniejszy ślad dobra — jak dar w lesie.


Motyl Zebra przybył do mnie z długą wizytą…

 


czwartek, 21 sierpnia 2025

Wspomnień czar... Książka dla dzieci sprzed lat

Dziś Facebook przypomniał mi coś wyjątkowego – okładkę książki dla dzieci, którą napisałam 20 lat temu (wydana została 5 lat później). A na niej… moje wnuki! ? Wtedy jeszcze maluchy – wnuczka z tyłu, wnuczek z przodu. A dziś? Ponad dwudziestolatkowie! Patrzę na nich i muszę podnosić głowę wysoko do góry, bo tak wyrośli. ❤️

Książkę wydało Wydawnictwo E-bookowo. To zbiór krótkich opowiadań o przedszkolakach – trochę wesołych, trochę wzruszających, ale zawsze z dobrym zakończeniem. Opowieści o przyjaźni, miłości do zwierząt i o tym, że warto wierzyć w marzenia.

Spis opowiadań:

1. Przyjaciółki to my

2. Urodziny Jacusia

3. Gdzie jesteś Burek?

Fragment jednego z opowiadań można przeczytać > tutaj 

albo na stronie Wydawnictwa:
https://www.e-bookowo.pl/self-publishing/niezwykle-przygody-przedszkolakow.html



Żeby dzieciom miło było...

 


Czym charakteryzują się ludzie szczęśliwi?



poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Problem z Kościołem — stary jak świat — wciąż wraca i wciąż budzi kontrowersje

Najbardziej widoczne jest to w Polsce. Dotyczy spraw moralnych, etycznych i politycznych, a także relacji z wiernymi i całym społeczeństwem. Zawsze, oczywiście, z pozycji konserwatywnego dogmatu.

Kościół krytykowany jest za swoje stanowisko wobec antykoncepcji, homoseksualizmu, za brak tolerancji i dyskryminację mniejszości. Obciążają go także skandale obyczajowe i pedofilia wśród duchownych.

Do tego dochodzi nadmierny wpływ na politykę, nachalna ingerencja w sprawy państwa i, w świetle historii, jego udział w prześladowaniach religijnych oraz kolonializmie. Nic dziwnego, że coraz częściej pojawia się pytanie o realny — i jak widać ciągle odkładany — rozdział Kościoła od państwa.

Konserwatyzm, oderwanie od współczesności i brak autentyczności sprawiają, że Kościół traci ludzi. Coraz bardziej odstręcza świadomość, że instytucja ta broni i hołubi osoby, których życie nie ma nic wspólnego z wiarą w Boga, a których złe czyny są widoczne jak na dłoni. To wszystko razem pcha ludzi do odejścia.

A sam Kościół? Trwa, broniąc „wiecznych” wartości — jednocześnie czerpiąc pełnymi garściami z dobrodziejstw współczesnego świata. I co gorsza, sam dokłada cegieł do moralnego zepsucia, które tak głośno potępia.




Słowa Kościuszki i Mickiewicza nie są tylko echem historii. Dziś brzmią jak ostrzeżenie – i nigdy jeszcze nie były tak wymowne, tak aktualne i tak potrzebne jak teraz.


Dylemat przed wyborem...

 


środa, 13 sierpnia 2025

Ach, ta moja utalentowana Córka

Moja Córka jest jak bohaterka opowieści, która wędruje przez światy pełne barw, dźwięków i blasku. Z kamieni szlachetnych wyczarowuje talizmany, w jodze uczy tańca oddechu i ciała, a teraz — niczym czarodziejka — splata własną muzykę, by jej magia mogła płynąć jeszcze dalej... Patrzę na nią z sercem przepełnionym dumą. 


Dla lepszego efektu proszę powiększyć obraz, klikając w prawym dolnym rogu w ikonkę "Włącz tryb pełnoekranowy".


Kim są nonkonformiści?...