czwartek, 19 września 2024

Jaki będzie wynik wyborów prezydenckich w USA, a jaki w Polsce?

Miałam dzisiaj dziwny sen. Dziwny, bo nie zdarza mi się śnić o polityce. A śniło mi się, że w listopadowych wyborach Kamala Harris pokona Donalda Trumpa (nawet nasz memiczny prezydent Duda, który wybiera się do niego w niedzielę z poparciem, mu nie pomoże) i zostanie prezydentem wszystkich Amerykanów.

Śniło mi się też, że kiedy Trump pójdzie wreszcie tam, gdzie pieprz rośnie, wtedy Donald Tusk wystawi kandydata na prezydenta Polski w przyszłorocznych wyborach. Że czeka z tą decyzją właśnie do tego momentu.

Dlaczego? Ano dlatego, że nie będąc pewnym wyników wyborów prezydenckich w USA, trzyma w zanadrzu dwóch potencjalnych kandydatów: Radosława Sikorskiego i Rafała Trzaskowskiego. Bo gdyby Amerykanie wybrali jednak Donalda Trumpa, wtedy wystawi Radosława Sikorskiego. Gdyby jednak wybrali Kamalę Harris (na co bardzo liczy, jak i cały demokratyczny świat), wtedy wystawi Rafała Trzaskowskiego. Co nim kieruje, by tak sprawę stawiać? Nietrudno się domyślić.

Myślę (tak mi się śniło), że w kontaktach z Donaldem Trumpem Rafał Trzaskowski byłby nieodpowiednim przeciwstawieniem, gdyż jest, jakby nie patrzeć zbyt delikatną osobą na tego chama.

Wtedy Donald Tusk (o rany!, to się porobiło dwóch ważnych Donaldów T. na świecie w tym samym czasie) musiałby poświęcić swojego dobrego Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego, bo zna go doskonale i jest pewien, że on nie dałby sobie w kaszę napluć temu zdeprawowanemu staremu narcyzowi.

Sen snem, a jawa jawą. A na jawie intuicja podpowiada mi, że to Kamala Harris rzeczywiście zostanie prezydentem USA, a Rafał Trzaskowski prezydentem Polski. Czy nie zawiedzie mnie? Pożyjemy, zobaczymy.

Co do wygrania przez Donalda Tuska i jego koalicjantów zeszłorocznych Wyborów Parlamentarnych i przepędzenia w pieruny pisowskiej mafii mnie nie zawiodła. Mam więc nadzieję, że w tym przypadku też mnie nie zawiedzie.


Z cyklu: „Pół żartem, pół serio”