Od najmłodszych lat interesuję się zjawiskami nadprzyrodzonymi oraz tematyką UFO. Dawniej to były tematy tabu, dzisiaj, dzięki Internetowi, stają się już na szczęście ogólnie dostępne w różnych publikacjach, reportażach, czy też filmach dokumentalnych.
W Polsce niestety ludzie się ciągle obawiają te tematy poruszać. Boją się ośmieszenia i odrzucenia środowiska, w którym żyją. Milczą latami jak zaklęci. Swoją wiedzę zachowują tylko dla siebie. Nie przyznają się nikomu do bezpośrednich kontaktów z UFO. Mają przykład między innymi pana Jana Wolskiego z Emilcina, który 10 maja w 1978 roku miał bliskie spotkanie z istotami pozaziemskimi. Było to szeroko relacjonowane w telewizji i opisywane w gazetach. Wiadomo, co go później od złych ludzi spotkało.
Do tej pory mało kto wierzy w jego historię. Większość kpi sobie z niego i obraża na różne sposoby, choć on już od ponad trzydziestu lat nie żyje.
W ostatnich latach, jako że za przyczyną Internetu coraz częściej słyszy się o licznych manifestacjach UFO na całym świecie, ludzie już coraz odważniej o nich mówią. Jednak nie na tyle, by temat ten przebił się do szerszej zbiorowości. Ciągle paraliżuje ich strach. Głównie z powodów religijnych.
Ufolodzy, którzy dogłębnie badają temat przybyszy z innych planet, twierdzą, że oni regularnie odwiedzają Ziemię, i to od setek lat. Mają też na to dowody. Jednak z wiadomych względów (pisałam o nich też > tutaj) ze swoją wiedzą nie mogą dotrzeć do świadomości ludzi.
W tym miejscu opiszę przygodę mojej znajomej z Polski, która ponad dwadzieścia lat temu doświadczyła bliskiego spotkania z trzema istotami z obcych cywilizacji. Niedawno mi o niej opowiedziała. Mam z nią kontakt od lat, gdyż odwiedza moje blogi i profil na Facebooku.
Wyznała mi, że jestem pierwszą osobą, której odważyła się o niej opowiedzieć. Zafascynowana jej historią spytałam, czy mogę o niej napisać. Zgodziła się, ale od razu zaznaczyła, żebym nie podawała jej danych. Okey, zrozumiałam. Zmieniłam jej nawet imię na wszelki wypadek. Nazwałam ją Krystyną.
Otóż rzecz miała miejsce w listopadowy wieczór pod koniec XX wieku. Krystyna przyjechała z pobliskiego miasta, gdzie mieszkała, do swoich rodziców na wieś, aby następnego dnia pomóc im w gospodarstwie. Przyjechała autobusem. Kiedy z niego wysiadła i niemalże w zupełnych ciemnościach (drogę oświetlała sobie latarką) zbliżała się do rodzinnego domu stojącego na końcu wsi, zobaczyła nagle, że w ogrodzie na tyłach domu coś się świeci niebieskim światłem, ale jakoś tak dziwnie pulsująco. Pomyślała, że to pewnie ojciec coś tam wyczynia. Zdziwiło ją tylko, że w domu żadna lampa się nie świeciła. Wyglądało to tak, jakby w nim nikogo nie było.
Wprawdzie miała swoje klucze, ale ciekawość kazała jej najpierw zaglądnąć do ogrodu, bo te dziwne światełka nie dawały jej spokoju.
Kiedy przeszła przez furtkę, oniemiała z wrażenia. Latarka zgasła jej nagle w ręce, a to, co w ciemnościach zobaczyła, przeszyło ją potwornym strachem. Chciała uciec z tego miejsca, jednak coś ją trzymało i nie pozwalało się ruszyć. Nagle usłyszała w głowie głos:
— Nie bój się, nic ci nie grozi.
Była bardzo zaskoczona, ale zaraz też poczuła w sobie jakieś dziwne, nieznane jej do tej pory emocje, wszechogarniający spokój i przeogromną radość.
Wtedy dopiero zauważyła wiszący między dwoma jabłonkami jakiś pojazd o kształcie spodka z pulsującymi od spodu niebieskimi światełkami. Nagle z ciemności wyłoniły się trzy oświetlone postacie w czarnych obcisłych kombinezonach i w równie obcisłych tak jakby kominiarkach na głowie. Były bardzo wysokie. Jedna z nich się zbliżyła i Krystyna znów usłyszała w głowie głos:
— Miło cię poznać. Zatrzymaliśmy się na chwilę w twoim ogrodzie, ale już odlatujemy. Do zobaczenia, może kiedyś się jeszcze spotkamy.
Krystyna chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła, gdyż postacie nagle zniknęły w ciemnościach. Po chwili zauważyła, że pulsujące do tej pory niebieskie światełka między jabłoniami zmieniły nagle kolor na żółty i spodek z cichym poszumem zaczął się wznosić coraz wyżej i wyżej... I nagle, w jednej sekundzie znikł.
Nastała zupełna ciemność. Krystyna natychmiast zapaliła latarkę, ale już nic i nikogo nie było widać.
— Rany! Co to było?! — krzyknęła sama do siebie, odzyskując powoli trzeźwość umysłu.
Lęku nie czuła. Strach już nie powrócił. Czuła jedynie coś w rodzaju ogromnego zauroczenia przenikającego jej ciało. Postała w miejscu jeszcze przez chwilę i w końcu wyszła z ogrodu. Przeszła wzdłuż domu i usiadła na ławce obok ganku. Chciała jeszcze choć przez chwilę porozmyślać o tym, co ją spotkało.
Nie pamięta, jak długo tam siedziała. Ocknęła się dopiero wtedy, kiedy usłyszała głosy swoich rodziców zbliżających się do domu. Rodzice na jej widok się zdumieli:
— Krysiu, a co ty tu robisz! — zawołała mama, przyśpieszając kroku. — Przecież miałaś przyjechać ostatnim autobusem... A my byliśmy z wizytą u cioci Marysi.
Krystyna ucieszyła się widokiem rodziców, ale nie zdradziła im, co przed chwilą przeżyła. Nie była pewna, czy im to kiedykolwiek powie. Nie chciała ich straszyć. Wiedziała, że temat UFO może być dla nich nie do przyjęcia.
Miło i rodzinnie spędzili ostatnie wieczorne godziny, przygotowując wspólnie kolację i posilając się przy ogromnym kuchennym stole. Już mieli iść spać, kiedy mama nagle ją zagadnęła:
— Córeczko, coś złego ci się przytrafiło? Tylko nie oszukuj. Obserwuję cię cały czas i widzę dokładnie, że coś cię trapi.
— A nie mamusiu, wszystko u mnie dobrze! — Krystyna się zaśmiała i popatrzyła na ojca.
Kiedy zobaczyła jego zaniepokojoną minę, była już pewna, że musi im wszystko dokładnie opowiedzieć. Nie miała w zwyczaju ich okłamywać.
Po jej wysłuchaniu rodzice na początku sceptycznie podeszli do jej opowieści, ale że znali swoją córkę, powoli zaczęło do nich docierać, że mówi prawdę. Chwila milczenia zapadła w kuchni, którą nagle przerwała mama:
— A to ci dopiero! — zaśmiała się głośno. — Gospodarzy nie ma w domu, a kosmici grasują po ogrodzie... Zaraz, o Matko Przenajświętsza! — nagle krzyknęła. — Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Ksiądz z ambony by grzmiał, że Krysię od Nowaków opętał szatan i o jakichś przybyszach z innej planety bredzi... Chryste! Przecież ludzie by nas ze wsi przegonili!
— Co racja, to racja! — zgodził się ojciec stanowczym głosem.
Postanowili więc wspólnie milczeć jak grób i nikomu o tym nie opowiadać. I tak milczą do dziś dnia... Oprócz Krystyny ma się rozumieć. Krystyna już zrozumiała, że w obliczu tak licznych w ostatnim czasie manifestacji UFO trzeba o tym ludziom opowiadać... Niestety, na razie tylko anonimowo. Lęk przed odrzuceniem i ośmieszeniem — na gruncie religijnym — jest zbyt mocno w ludziach zakorzeniony.
Krystyna powiedziała mi też, co ją skłoniło, by zrelacjonować mi swoje spotkanie z przybyszami z Obcej Cywilizacji. Otóż skłoniło ją to, że z moich blogów się dowiedziała, że ten temat mnie interesuje. Ale tak naprawdę nabrała odwagi dopiero po zapoznaniu się z informacją z Kongresu Stanów Zjednoczonych, w którym to oficer wywiadu Departamentu Obrony, David Grusch (pracujący w specjalnej jednostce do badania UFO) pod przysięgą, przedkładając dowody, przekonywał Kongresmenów o przylotach Kosmitów na naszą Planetę i o tym, że Rząd przez dziesięciolecia pozyskiwał częściowo lub w pełni nienaruszone pojazdy UFO.
Z cyklu: "Chcesz, wierz, nie chcesz... twoja sprawa"