Drwale
mnie tym razem w lesie zawiedli i w takie oto jak na załączonym poniżej obrazku
maliny wpuścili:
Trudno,
wzięłam to na klatę, bo cofać się za czorta nie lubię i jakoś
sforsowałam to ogromne drzewo, a potem jeszcze dwa podobne tak samo
leżące na poprzek dróżki leśnej. Istne zawalidrogi. Łatwo nie
było, ale dałam radę.
Dlaczego
taka przygoda mnie spotkała? Ano dlatego, że drwale, udając się
na śniadanie do swojego wozu Drzymały (w warunkach polskich —
"Drzymały"), zapomnieli zablokować drogę takim oto
transparentem o zagrożeniu spadających drzew i zakazie przejścia:
Kiedy już
pokonałam wszystkie leżące drzewa (biedulki, zawsze mi żal
ściętych drzew), po jakichś 500 m patrzę, i widzę czterech
drwali z wystraszonymi minami biegnących w moim kierunku. Najpierw
jeden przez drugiego dopytywali się, czy mi się nic nie stało, i
kiedy z uśmiechem odpowiedziałam im, że na szczęście nic,
zaczęli się nieśmiało uśmiechać i mocno mnie przepraszać. Też
jeden przez drugiego.
W końcu
pośmialiśmy się wszyscy razem, opowiadając sobie o swoich
pierwszych wrażeniach tej przygody. Ja o tym, jak pokonywałam
przeszkody, a oni o tym, jak się poczuli, kiedy się zorientowali,
że zapomnieli zablokować drogę.
Na
odchodnym pożyczyli mi jeszcze dużo zdrowia i dalej tak dobrej
sprawności fizycznej... (no czy niemiło 😉 z ich strony?), po czym
z uśmiechem ruszyliśmy każdy w swoją stronę.