Las jest dla mnie miejscem spotkań – nie tylko z ciszą i zielenią, lecz także z jego dzikimi mieszkańcami. Nieraz zdarza mi się ujrzeć lisy, jak przemykają chyłkiem wąską ścieżką i znikają w gęstwinie, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Kiedy jednak zajęte są polowaniem na leśnej polanie – głównie na nieświadome myszy – mam przywilej dłużej im się przyglądać. Wtedy tak bardzo pochłania je tropienie ofiary, że moja obecność staje się dla nich nieistotna.
Zwykle polują samotnie. Czasem, z odrobiną dziecięcej przekory, wołam do nich z dróżki. W jednej chwili nieruchomieją i patrzą na mnie uważnie, jak strażnicy własnych tajemnic. A gdy już, w sobie tylko znany sposób, upewnią się, że nie kryję złych zamiarów, wracają do swego zajęcia – nieubłaganego „mordowania” myszy.
Biedne stworzonka... Każde życie budzi we mnie współczucie. Dlaczego świat został urządzony tak, że jedne istoty muszą pożerać inne, by przetrwać?
Może Stwórca zapomniał o tej prostej możliwości: zaprogramować nas wszystkich na roślinożerców. Przecież i na roślinach można przeżyć – wiedzą o tym wegetarianie i weganie, którzy często cieszą się dłuższym, zdrowszym życiem niż ci, którzy karmią się mięsem.
Tego dnia, idąc z kijkami przez las, usłyszałam w oddali przenikliwy pisk. Ostrym dźwiękiem rozdarł ciszę, a moje serce natychmiast zadrżało. Empatia, jak czujny strażnik, poderwała się we mnie na równe nogi. „Komuś dzieje się krzywda?” – pomyślałam i bez wahania zeszłam ze ścieżki, by pospieszyć na pomoc.
Im bliżej byłam, tym piski stawały się głośniejsze, natarczywsze. Aż wreszcie ujrzałam w ziemi wejście do nory – lisiej kryjówki. Dźwięki dochodziły właśnie stamtąd.
Stanęłam zdezorientowana. Co robić? Co robić? Zrobiłam kilka kroków do przodu i nagle... cisza. Tak nagła, że aż dziwna. Uspokoiłam się. Pomyślałam, że może byłam świadkiem zwykłej „kłótni małżeńskiej”, rodzinnego sporu lisiej pary. Nie wypadało mi się wtrącać w cudze życie – nawet jeśli to życie dzikie i odległe od mojego.
Z uśmiechem ulgi na twarzy ruszyłam dalej w drogę, a las znów otulił mnie swoim spokojem, jakby nic się nie wydarzyło.
