Dopisek gwoli wyjaśnienia, gdyż zauważam, że niektórzy nie do końca mnie zrozumieli:
Używając przenośni "stawania na ślubnym kobiercu" miałam na myśli związek partnerski, który tworzy rodzinę wraz z dziećmi. Przede wszystkim chodzi mi o posiadanie dzieci, co w wolnych związkach, żyjących sobie ot tak na luzie, coraz rzadziej młodzi decydują się na ich posiadanie. A demografia leci na łeb na szyję. Statystyki pokazują, że kobiety w wieku 26-30 lat często nie mają ani jednego dziecka. Europa się wyludnia, coraz mniej Europejczyków, a coraz więcej wielodzietnych nacji spoza Europy. Wiadomo jakich.
Wiem, że różnie się w życiu układa i często młodzi się rozchodzą, ale kiedy mają dzieci, tym samym zabezpieczają swoją przyszłość. Samotność na starość grozić im nie będzie i w poduszkę płakać nie będą — żyjąc tylko wspomnieniami.
Drugi dopisek:
Każdy ma prawo mieć własną opinię na ten temat. Ja jednak nieco szerzej patrzę na tę kwestię. Przyszłościowo.
Nasza europejska cywilizacja wyraźnie się zwija, a za parę dekad, jak tak dalej pójdzie, zwinie się całkowicie. Inne nacje opanują Europę.
"Młodzi zapominają lub nie chcą się opiekować rodziną"? I o to mi właśnie chodzi. Tak być nie powinno. Uważam, że to nie tyle rząd powinien się opiekować, ile edukować, podobnie kościoły: o wartości rodziny, o uczuciach, o bliskości, o odpowiedzialności, o dyscyplinie wewnętrznej... itd. Inaczej powstanie błędne koło i już tylko czekać aż nasz Świat wyleci w powietrze.
A w te fluidy zadowolenia unoszące się nad domami opieki nie do końca wierzę. Poza nimi, wśród małouczuciowych dzieci, może i tak, ale nie wśród starszych osób, które w ostatnich dniach życia potrzebują dużo więcej czułości i dużo więcej bliskości własnych dzieci i wnuków... Jeśli byli dobrymi rodzicami i dziadkami, to to będą mieć, żyjąc szczęśliwie wśród nich aż do śmierci.
Tak że każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu... I tak powinno być.