Wnet przywitamy wiosnę. Najpiękniejszą porę roku. Nie cieszy mnie jednak ona tak jak w poprzednich latach. Pewnie wielu ludzi ma podobnie. Bo jakże może cieszyć, skoro znów jeden człowiek, bardzo zły człowiek, jednym słowem potwór w ludzkim ciele po raz kolejny zamieszał na Świecie... I znowuż tragiczne czasy nastały. Po 77 latach względnego pokoju.
Tyle biednych, niewinnych ludzi znów ginie od kul i bomb oprawcy. Nie mogę się z tym pogodzić i szlag mnie trafia!, że jak na razie nie ma szans, aby coś się na lepsze zmieniło. Coś, co dałoby jakąkolwiek nadzieję na jak najszybsze zakończenie wojny. (A może Dobry Bóg pomoże, wysłuchując wreszcie modlitw wiernych?).
Podziwiam Naród Ukraiński. W moich oczach wszyscy są bohaterami. Nie tylko żołnierze, ale i kobiety, mężczyźni w podeszłym wieku, też i dzieci. Walczą za wolność swoją i naszą i nie mają zamiaru się poddać. Jak przekonują, będą się o nią bić do ostatniej kropli krwi, do ostatniego tchnienia.
Ogromnie żal mi Ukrainy, tym bardziej, że trochę znam ten kraj. Za komuny byłam tam parokrotnie. W Kijowie, Lwowie, Tarnopolu, Zbarażu. Zwłaszcza Zbaraż dobrze poznałam, gdyż tam mieszkali moi dziadkowie i siostra ojca z rodziną. Zostali po wojnie na swoim. Nie chcieli wyjeżdżać na Ziemie Odzyskane.
Rodzina mieszkała niedaleko zbaraskiego zamku. Z pewnością każdy z nas w czasach szkolnych o nim słyszał. O czym mowa? Ano o pierwszej z trzech historycznych powieści będących częścią Trylogii pt. „Ogniem i Mieczem” Henryka Sienkiewicza. W niej pisarz opisał historię oblężenia tegoż zamku w 1649 roku przez Kozaków (na szczęście nieskutecznego). To właśnie z tego miejsca Skrzetuski wymknął się w nocy, by udać się do króla z prośbą o pomoc.
Nienawidzę wojen. Nie rozumiem ich. Od dziecka jestem pacyfistką i każdy przejaw agresji mnie przeraża i brzydzi jednocześnie. Stałam się nią pewnie przez to, że bulwersowały mnie niektóre przekazy biblijne, które wpajał nam do głowy ksiądz na lekcjach religii przed Pierwszą Komunią. Buntowałam się przeciw nim. Punktem zwrotnym była chyba historia Kaina i Abla. No nie mogłam jej zdzierżyć... Bo jak to tak, brat zabił brata?! I jeszcze te ofiary Bogu składane w postaci zwierząt. Nie, tego było za wiele jak na moje wrażliwe dziecięce serce.
Z wiekiem, poznając historię świata, zwłaszcza tą krwawą, moje poglądy ugruntowywały się jeszcze mocniej i już całkowicie świadomie sprzeciwiam się wszelkim wojnom, nie toleruję agresywnych ludzi.
Po 24 lutego 2022 roku Świat już nigdy nie będzie tali sam. Zachód znów popełnił ogromny błąd. Na własnej piersi wyhodował kolejnego potwora. I tak jak w porę nie zatrzymał Hitlera, tak i teraz w porę nie zatrzymał Putina.
Tegoroczna wiosna będzie symboliczna. Będzie momentem przełomowym, od którego będzie zależało w którą stronę pójdzie Świat w przyszłości... i jaki los nas czeka.
Nieraz w życiu w różnych sytuacjach życiowych zdarzało mi się mówić: — „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Mówię to i teraz. Zdaję sobie sprawę, że obecnie, kiedy tyle ludzi cierpi, tyle ginie, powiedzenie to nie brzmi najlepiej, jednak mimo wszystko pozwala wierzyć, że ofiara tych biednych ludzi nie pójdzie na marne... Nie może pójść!
Świat znów stanął na głowie. I stoi tak od jakiegoś już ćwierćwiecza, coraz bardziej przechylając się w stronę przepaści. Nowe technologie (zwłaszcza komputery, telefony komórkowe) wypatrzyły ludziom mózgi. Ludzie stali się bardziej nienawistni, zawistni, agresywni, źli. Nikt dla nikogo nie ma szacunku. Autorytety poznikały gdzieś. Każdy każdego może sponiewierać, zgnoić, opluć, pomówić, ośmieszyć, oszukać, czasem też i okraść, i wszystko to na oczach milionów ludzi... I co? I najczęściej pozostaje bezkarnym.
Od jakiegoś już czasu miałam takie wewnętrzne przekonanie, że w końcu musi coś „łomotnąć”, że się tak kolokwialnie wyrażę, aby ludzie się spamiętali i zaczęli wreszcie myśleć. Aby znów zaczęli dążyć do porozumienia, zgody, empatii, pomocy, naprawy świata. Aby znów zaczęli żyć ze sobą, nie obok siebie... I ten czas chyba właśnie nadszedł. Mam taką głęboką nadzieję.